Zadzwonił w piątek rano. Nie wspomniał ani słowem o małżeństwie czy choćby umowie. Zapraszał ją serdecznie do La Jolla.
Maren bez wahania zdecydowała, że pojedzie. Tym razem wybrała dłuższą drogę, wzdłuż wybrzeża. Miała ochotę przemyśleć wszystko i odpocząć po trudach wyczerpującej pracy.
Pomysł okazał się znakomity. Przez cały czas cieszyła się cudownymi widokami. W czasie drogi śpiewała lub słuchała muzyki. Kiedy dotarła o zachodzie do La Jolla, czuła się tak dobrze jak nigdy.
Posiadłość Kyle’a tonęła w złotym, słonecznym świetle. Znajomy widok ucieszył ją, ale i wywołał niepokój. Spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Ciekawe, jak ją przyjmie?
Przypomniała sobie zdarzenia minionego tygodnia. Krótkie spotkanie z Kyle’em… Zapewnienia Elise, że nikt nie zaoferuje jej lepszych warunków… Środową rozmowę z Brandonem…
Były mąż nie wydawał się zachwycony perspektywą papierkowej roboty w biurze. Wciąż powracał do marzeń o grze w tenisa. Zapewniał, że czuje się lepiej i być może za jakiś czas będzie mógł się sam utrzymać. Na razie chciał zamieszkać w domu, który kupili jeszcze w czasach małżeńskich. Maren dostała go po rozwodzie. Obecnie wynajmowała go pewnemu małżeństwu. Brandon przekonywał ją, że musi mieć spokój, aby rozpocząć treningi, a położony z dala od miasta dom z kortami znakomicie się do tego nadaje.
Kiedy odłożyła słuchawkę, poczuła, że cała drży. Dopiero teraz zrozumiała, że Brandon rzeczywiście ją wykorzystuje. Nie miał zamiaru podjąć pracy. Postanowił jak najdłużej żyć na jej koszt…
Po przemyśleniu wszystkiego stwierdziła, że musi z tym skończyć. Zrobiła, co mogła, żeby pomóc byłemu mężowi, a za wypadek nie odpowiadała. Nie czuła się już winna!
Zatrzymała się tuż przed drzwiami La Jolla. Uśmiechnęła się na myśl, że oto znalazła się w posiadłości swojego szefa. Na szczęście przywoziła mu same pomyślne wieści. Teledysk Mirage był już praktycznie gotowy, trzeba tylko zgrać obraz z dźwiękiem, zaczęła przygotowania do filmu Joeya… Wszystko szło jak najlepiej.
Sięgnęła po walizkę. Zostawała jeszcze sprawa Mitzi Danner. Z trudem znalazła czas na przeprowadzenie dyskretnego śledztwa, ale bez rezultatu. Była przekonana, że Ryan Woods się pomylił. Zresztą Kyle nie krył, że brakuje mu dowodów. Teraz pewnie ją przeprosi. Nie, nie on. Ryan Woods…
Podeszła do drzwi nucąc coś wesoło pod nosem. Zanim zdążyła zadzwonić, w drzwiach stanęła wyraźnie zmartwiona Lydia.
– Dzięki Bogu, że pani już jest – westchnęła i przeżegnała się zamaszyście.
– Co się stało?
Lydia straciła panowanie nad sobą. Zaczęła jej coś tłumaczyć po hiszpańsku. Dopiero po chwili zorientowała się, że Maren nic nie rozumie. Cofnęła się do środka, robiąc jej przejście.
– Mój Boże, mój Boże! Co ja plotę?! – jęknęła. – Chodzi o Holly…
Maren pobladła. Przez Jej głowę przemknęły najczarniejsze myśli. Taras. Skaty. Kolejna operacja. Załamanie psychiczne…
– Tak?
– To ta kobieta – tłumaczyła nieskładnie Lydia. – Znowu zadzwoniła…
Maren zmarszczyła brwi.
– Jaka kobieta? Nic nie rozumiem. Co się stało z Holly?
Zalał ją znowu potok hiszpańszczyzny. Złapała Lydię za rękę. Musiała ją jakoś uspokoić.
– Zaraz. Wszystko po kolei – powiedziała najspokojniejszym tonem, na jaki ją było stać. – I najlepiej po angielsku.
Lydia załamała ręce.
– Ona krwawi…
Maren wydała zduszony okrzyk. Lydia spojrzała na nią i zorientowała się, że wyraziła się niewłaściwie.
– Nie, nie. Tutaj – wskazała na serce.
Maren odetchnęła z ulgą.
– Dzwoniła jej matka.
– Gdzie jest teraz?
– Jej matka?
– Nie. Holly.
Lydia wskazała na skaty.
– Chyba na plaży… – zawahała się. – Niech pani Idzie, porozmawia z nią. Mnie nie chce słuchać. Jestem dla niej za stara… Mówi, że nie rozumiem…
Maren stwierdziła, że rzeczywiście będzie lepiej, jeśli dowie się wszystkiego z ust Holly. Wprawdzie nie chciała się mieszać do spraw dziewczynki, bo uważała, że wszelkie kwestie związane z Rose powinien załatwiać Kyle, zgodziła się jednak porozmawiać z Holly, żeby pocieszyć pogrążoną w rozpaczy Lydię.
Zeszła wolno po schodach, zdjęła buty i skierowała się w stronę plaży. Przez cały czas zastanawiała się, jak zacząć rozmowę. Ku jej zaskoczeniu, na plaży był również Kyle. Siedział na wielkim głazie i patrzył z niepokojem na córkę.
– Cześć! – rzuciła podchodząc do nich. – Lydia prosiła, żebym z wami pogadała.
Kyle nawet się nie poruszył. Holly spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Maren dostrzegła ślady leź na Jej policzkach.
– Jeśli przeszkadzam… – zaczęła niepewnie.
Kyle przerwał jej ruchem ręki.
– Cieszę się, że jesteś – powiedział cicho przeciągając dłonią po zmęczonej twarzy. – Może uda ci się wytłumaczyć Holly pewne sprawy.
Maren usiadła tuż obok dziewczynki.
– Spróbuję. Też kiedyś miałam piętnaście lat.
Holly zerknęła na nią z zainteresowaniem.
– Czy twoja mama pracowała? – spytała słabym głosikiem.
– Tak. Uczyła angielskiego w średniej szkole, tej samej, do której chodziłam. – Maren westchnęła. – Pamiętam, że przez cztery lata nie miałam ani chwili spokoju.
Dziewczynka uśmiechnęła się blado. Uniosła nieco głowę, chcąc sprawdzić, czy Maren mówi prawdę.
– A czy zdarzyło się, że nie było Jej kiedyś na twoich urodzinach? – spytała.
Maren nie miała wątpliwości, że dla Holly jest to niezwykle ważna sprawa. Postanowiła jednak, że nie będzie kłamać. Spojrzała przed siebie, na przestrzeń oceanu i zmarszczyła czoło.
– Nie pamiętam – wyznała. – Wydaje mi się jednak, że nie… Uwielbiała urodziny i wszystkie inne święta. Zdaje się, że zawsze robiła tort ze świeczkami…
Holly pociągnęła nosem.
– Właśnie.
Kyle położył dłoń na ramieniu córki.
– Czy mama zapomniała o twoich urodzinach?
Dziewczynka pokręciła głową. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach.
– Nie, pamiętała… – powiedziała z żalem w głosie.
Przez chwilę milczała, patrząc na fale. Maren widziała po jej minie, że Holly jest u progu załamania.
– Obiecała, że przyjedzie…, że zrobimy przyjęcie… A teraz dzwoniła, że musi zostać – wyrzuciła z siebie Holly.
Dalsze słowa utonęły w szlochu. Maren stwierdziła, że najlepiej zrobi, jeśli pozwoli jej się wypłakać. Dziewczynka ucichła po paru minutach.
– Ona mnie nie kocha – stwierdziła wreszcie bezbarwnym głosem.
Maren dotknęła jej głowy. Kyle poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.
– Mylisz się. Na pewno cię kocha… Dorośli mają po prostu różne ważne sprawy…
Holly znowu zaczęła płakać.
– Powiedziała, że przyśle mi prezent. Czy nie rozumie, że wolałabym, żeby po prostu była ze mną? – skarżyła się.
Maren poczuła, że brakuje jej argumentów.
– Musisz zrozumieć, że praca jest dla niej czymś ważnym…
Dziewczynka uniosła głowę.
– Ważniejszym ode mnie?
– Ależ nie.
Kyle zacisnął pięści w bezsilnej złości.
– Dlaczego jej bronisz? – spytała Holly.
Maren wzruszyła ramionami.
– Wcale jej nie bronię – wyznała szczerze. – Po prostu nie wolno nikogo potępiać, nie znając motywów jego postępowania. A co do przyjęcia, myślę, że mogłabym coś ci zaproponować – zawiesiła głos.
Kyle spojrzał na nią ostrzegawczo. Bał się, że Maren będzie jednak próbowała zastąpić Rose.
– Co? – spytała nieufnie dziewczynka.
– W przyszłym tygodniu urządzam przyjęcie z okazji ukończenia pracy. Nie będzie to co prawda urodzinowa feta, ale spotkasz u mnie wszystkich chłopaków z Mirage.
Holly pisnęła głośno.
– Naprawdę?! Nawet J. D. Price’a?
– Jasne.
Wszystko wskazywało na to, że Holly zapomniała na razie o swoich kłopotach.
– Mogłabym zaprosić przyjaciółkę?
Maren skinęła głową. Holly z wdzięczności rzuciła się jej na szyję.
– Dziękuję… i przepraszam za wszystko – szepnęła jej do ucha.
Po chwili była Już przy schodach. Jej bose stopy tylko migały w powietrzu.
– Biegnę zadzwonić do Sary! – krzyknęła od schodów. – Oszaleje z radości!
Kyle uśmiechnął się tajemniczo.
– Jeszcze jedno zwycięstwo… – powiedział patrząc na córkę znikającą na schodach.
– Nie moje. J. D. Price’a.
– Czyżby to była łapówka?
Maren pokręciła głową.
– Nie lubię tego słowa. Wolę myśleć, że ją oczarowałam.
– Ja też… – szepnął Kyle.
Przez chwilę patrzyli w milczeniu w stronę domu. Holly znajdowała się już pewnie w swoim pokoju. W oknach pojawiły się pierwsze światła.
– Rozmawiałem wczoraj z lekarzem. Twierdzi, że wszystko jest już w porządku – poinformował ją Kyle. – Oczywiście na ostateczne wyniki trzeba będzie poczekać.
– Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Maren poczuła dłoń Kyle’a na ramieniu.
– Brakowało mi ciebie – powiedział ochrypłym głosem.
Z trudem przełknęła ślinę.
– Mnie was również…
Kyle poruszył się niespokojnie.
– Więc zostań z nami.
– Jak długo?
– Na zawsze.
Poczuła muśnięcie jego ust na szyi. Kyle zaczął bawić się jej włosami. Wiedziała jednak, że jest zdenerwowany i czeka niecierpliwie na odpowiedź. Nie mogła trzymać go dłużej w niepewności.
– Dobrze, Kyle – szepnęła. – Zostanę z wami… do końca życia.
Objął ją mocno i przytulił do siebie.
– Mój Boże! Maren! Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na te słowa.
Położyła palec na jego ustach. Oczy jej świeciły. Przez chwilę stall objęci i patrzyli na siebie w milczeniu. Nie musieli nic mówić. Oboje wiedzieli, że już się nie rozstaną.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Kiedy wróciła do Los Angeles, znowu pochłonął ją wir pracy. Najpierw zajęła się ostateczną obróbką teledysku Mirage, a następnie przygotowaniami do sobotniej uroczystości. Z biciem serca czekała na spotkanie z Kyle’em i Holly.
"Złoty Interes" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Interes". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Interes" друзьям в соцсетях.