Helle na paluszkach wymknęła się z pokoju w poszukiwaniu lekarstwa. Co Bella mogła z nim zrobić? Może trzyma je w kuchni?
Dziewczyna odnalazła szafkę z najrozmaitszymi kroplami i słoiczkami pełnymi tabletek, ale jej lekarstwa tam nie było.
Wiedziała, że ciotka Bella przyniosła wczoraj z apteki nowe opakowanie leku, może nadal leży w jej torbie. O, tam stoi znajoma torba w kwiaty, której Bella zwykle używała, kiedy kupowała czerwone wino, a nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Hele czuła, że zachowuje się nieładnie, ale zaczęła przeszukiwać torbę.
Znalazła nową butelkę wina, ale tabletek nie było. Może w bocznej kieszonce?
Nie, tutaj też ich nie ma.
Właśnie kiedy Helle miała odstawić torbę na miejsce, pełna poczucia winy, że przegląda cudze rzeczy, zauważyła na dnie jakiś list. Wydawało się jej, że poznaje pismo na kopercie…
Pełna niedowierzania, niemal wstrząśnięta, wyjęła list. Był zaadresowany do Christiana Wildehede i Petera Thorna.
To dopiero pijaczka! Zapomniała wysłać listu! Tego, w którym Helle pisała o swojej chorobie i prosiła przyjaciół, by ją odwiedzili.
W sercu Helle złość i ulga mieszały się ze sobą. W takim razie nikt w Vildehede nie wiedział nawet, co się z nią dzieje!
Ale Christian i Thorn powinni przecież dostać poprzednie listy, te które wysłał Bo Bernland. Dlaczego nie odezwali się ani słowem?
Helle uznała, że musi w jakiś sposób przekazać im wiadomość. Postanowiła nie liczyć więcej na Bellę. Pójdzie sama.
Już zamierzała zakładać sukienkę, kiedy pomyślała o stromych schodach i znieruchomiała. Czy zdołam wejść z powrotem na górę?
Po co martwić się na zapas? Jeżeli zachowam spokój, co kilka minut będę robić przerwy na odpoczynek, to jakoś się uda.
Trzeba się jednak pospieszyć, by zdążyć, zanim wróci Bella.
Czuła się dziwnie, stojąc przed lustrem umyta i uczesana, ubrana w swą najlepszą suknię. Ależ była blada!
Kolana miała miękkie jak z waty, kiedy zaczęła schodzić po schodach. Zdawały się takie wysokie i takie niebezpieczne! Tyle tu nieznanych zapachów!
Kiedy wyszła na ulicę, uderzył ją niespodziewany chłód. Poczuła zawrót głowy i przymrużyła oczy przed oślepiającym światłem słońca. Musiała się przytrzymać framugi drzwi. Ludzie pośpiesznie przechodzili obok, nie zwracając na nią uwagi. Ludzie! Przez wiele tygodni widywała tylko Bellę, Bo Bernlanda i lekarza!
Gdzie jest skrzynka na listy? Helle nie znała miasta, Ale może kogoś zapytać…
W tej samej chwili złapała się za głowę. Przecież to bez sensu! Nie może teraz wysłać tego listu! Pisała w nim: „Dzisiaj dowiedziałam się, że jestem poważnie chora…” Od tego czasu minęło przecież parę miesięcy! Musi napisać nową wiadomość.
Jednak kiedy tak szła niepewnie wzdłuż ulicy, drżąc z zimna, w jej głowie zrodziła się nowa myśl i niezwykle silna tęsknota.
Christian i Peter. Tak dawno nie miała z nimi kontaktu. Napisała do nich kilka listów i, choć czuła się głęboko zraniona ich milczeniem, wiedziała teraz, że częściowo są usprawiedliwieni. Helle intensywnie zatęskniła za spotkaniem z przyjaciółmi Niech się dzieje, co chce, musi ich zobaczyć! Porozmawiać z nimi, usłyszeć ich głosy.
Przyspieszyła kroku, starając się nie pamiętać o chorobie serca.
Po krótkiej chwili nogi zaczęły się pod nią uginać, z trudem łapała oddech. Zatrzymała się przerażona. Na co właściwie się porywa?
Nie, nie zawróci! Nie zniesie myśli o powrotnej wspinaczce po schodach, zamkniętym mieszkaniu, ciasnym pokoju… Ma chyba prawo do jednego dnia wolności?
Zawirowało jej przed oczami, więc musiała znowu przystanąć i przytrzymać się muru. Lecz kiedy zawrót głowy minął, ruszyła dalej. Ciągle jeszcze nie wiedziała, jak dojść lądem do Vildehede. Znała tylko jedną drogę – przez zatokę, która teraz najpewniej jest zamarznięta. Ale najpierw trzeba dojechać tam pociągiem.
Musi więc iść na stację. Na szczęście wzięła ze sobą honorarium, które dostała od Bernlanda za wiersz i nowelę. To powinno wystarczyć na bilet powrotny, może jeszcze dostanie resztę.
Tydzień po tym, jak Helle przeprowadziła się do Belli Bernland, Christian siedział w Vildehede pochłonięty starymi księgami.
– Nic tu nie ma – skarżył się matce. – Nic nie znalazłem. Ani słowa o jakimś złotym ptaku.
Pani Wildehede westchnęła trochę zniecierpliwiona.
– Poczekaj, aż przyjdzie książka, którą zamówiłeś!
– Myślisz o tej, którą biblioteka ma sprowadzić dla mnie z Norwegii? Tak, wkrótce powinna nadejść. Może pojadę do miasta i spytam?
– Byłeś tam dopiero dwa dni temu, by złożyć zamówienie, Christianie. Idź stąd lepiej i nie marudź, działasz mi już na nerwy tym swoim ciągłym gadaniem o złotym ptaku.
– Dobrze, pójdę do Thorna. Ale on ma zwykle tyle pracy, że… O, zresztą już go słyszę.
Wszedł Peter, wysoki i postawny, wnosząc ze sobą zapach lasu i świeżego powietrza. Jego oczy jakby przygasły od zmartwień.
– Muszę wziąć dzisiaj dzień wolny.
– Cóż to?! Nigdy nie słyszałem, żebyś kiedykolwiek prosił o urlop. Jakbyś prawie nie miał swego prywatnego życia.
– Właściwie nie chodzi tu o moje prywatne życie – odparł Peter trochę poirytowany. – Ale bardzo się martwię o Helle.
Christian roześmiał się.
– Nie możesz sobie zaprzątać głowy moimi historiami miłosnymi, Thorn. Masz naprawdę wystarczająco dużo roboty w lesie. Szukaliśmy już przecież! Gospodyni nie wie nic więcej poza tym, że Helle przeprowadziła się do miasta z jakimś redaktorem. Niewiele nam to mówi, bo kobieta nawet nie potrafi wymienić nazwiska tego człowieka. Co jeszcze możemy zrobić?
– Chciałbym się tylko przekonać, czy nic się jej nie stało – odparł Peter. – Wydaje mi się, że jesteśmy za nią trochę odpowiedzialni. Zamierzam wybrać się dziś do miasta i zapytać w wydawnictwach, czy nie słyszeli o Helle. Musi mi pan pomóc ją odnaleźć.
– To niegłupi pomysł! – rzekł Christian po namyśle. – Naprawdę niegłupi. Brzmi nawet interesująco. Zgoda, idę z tobą. Weźmiemy samochód.
– Samochód! – zawołała pani Wildehede. – Nigdy w życiu! Był dumą twego ojca, a ty…
– Mamo – rzekł Christian cierpliwie jak do dziecka. – Po Danii jeździ ponad trzysta samochodów. Czy nasz ma w takim razie stać w garażu, aż całkiem zardzewieje? Wiesz przecież, że dobrze prowadzę.
– W obrębie majątku, tak. Ale w niebezpiecznym ruchu miejskim…
– Najbardziej niebezpieczne są te niezdarne baby, które zupełnie tracą głowę, gdy znajdą się na ulicy.
Naturalnie Christian dostał to, czego chciał – jak zwykle zresztą – i kilka godzin później obaj z Thornem stanęli przed dyrektorem pierwszego z wydawnictw.
– Helle Strøm? – powtórzył zamyślony. – Nie, nie słyszałem o niej. Czy jest pan pewien, że to w naszym wydawnictwie…?
– Nie, nigdy nie wymieniła nazwy. Lecz redaktor, z którym się kontaktowała, nazywał się jakoś Sundman albo Brunman i on powinien naprowadzić nas na ślad dziewczyny.
– Nie przypominam sobie takiego nazwiska. Ale dam panom wykaz wszystkich wydawnictw w mieście. Nic więcej nie mogę dla panów zrobić.
Christian i Peter zdążyli odwiedzić przed zamknięciem połowę wydawnictw z wynikiem równym niemal zeru. Przygnębieni wracali samochodem do domu, podskakując na nierównych drogach.
– Dalsze poszukiwania musimy odłożyć na później, Thorn – odezwał się Christian. – Przez najbliższe tygodnie trzeba się zająć wyrębem, jak wiesz. Zobaczysz, że Helle wkrótce napisze albo się pojawi.
Peter nie odpowiedział.
Kiedy jesień zaczęła ustępować miejsca zimie, Peter Thorn pewnego dnia przystanął, spoglądając na zatokę. Jego oczy zdradzały głęboki smutek. Bezwiednie podrapał Zara, który tulił się do swego pana i patrzył na niego pytająco swymi ufnymi, ciemnobrązowymi oczami.
– Czyżbyśmy popełnili błąd, Zar? – szepnął Peter. – Czy postąpiliśmy niewłaściwie?
Usłyszeli zbliżające się szybkie kroki. Mężczyzna i pies spojrzeli na ścieżkę. Kiedy zobaczyli, że to Christian Wildehede, uspokoili się.
– Thorn, nie mogę dzisiaj iść z tobą do lasu. Otrzymałem wiadomość z biblioteki, że nadeszła dla mnie książka z Norwegii. Jadę do miasta, musisz więc radzić sobie sam.
Peter wciągnął głęboko powietrze.
– Czy mógłby pan przy okazji spytać o Helle w tych wydawnictwach, do których ostatnio nie zdążyliśmy pójść?
– Tak, oczywiście – odparł Christian. – Muszę przyznać, Peter, że ostatnio wiele o niej myślałem. Sądzę, że zakochałem się na poważnie.
Peter długo patrzył za dziedzicem, kiedy znikał między drzewami.
Christian rozpoczął swą wyprawę do miasta od wizyt w wydawnictwach. Niestety z równie przygnębiającym rezultatem, co ostatnio.
W bibliotece miał więcej szczęścia.
Zamówiona książka nosiła obiecujący tytuł: „Legendy i prawdy o duńskich zamkach”. Młodzieniec zaczął wertować kartki. W spisie treści znalazł rozdział „Spór rodowy na Vildehede”.
Zamyślił się. Słyszał od matki, że dawno, dawno temu w majątku doszło do jakiegoś sporu. Dotyczył on zapewne spadku, ale ojciec, który matce o tym opowiadał, sam też niewiele wiedział. Christian zaczął czytać.
Po krótkiej chwili musiał przerwać. Coś niejasno zaczęło mu świtać w głowie. Zapatrzył się przed siebie, przeczytał stronę i znowu się rozmarzył. W końcu zdecydowanie wstał.
Zapytał w informacji, czy w bibliotece jest telefon. Zaprowadzono go do holu głównego. Z wielkim trudem udało mu się połączyć z matką. Na linii słychać było jakieś trzaski, musiał więc krzyczeć.
– Mama? Wyślij natychmiast kogoś do Thorna. Ależ tu trzeszczy! Przekaż mu, że wiem, co oznacza złoty ptak! Byliśmy idiotami!… Nie, „idiotami”, powiedziałem! Nieważne. Do zobaczenia.
Christian Wildehede wyszedł na ulicę. Nagle zderzył się z jakimś pijanym mężczyzną, który się na niego zatoczył. Christian przeprosił, lecz tamten okazał się niezwykle agresywny. Młody dziedzic otrzymał potężny cios, aż zaświeciły mu się w oczach wszystkie gwiazdy, i upadł na ziemię. Napastnik natychmiast zniknął.
"Złoty Ptak" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Ptak". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Ptak" друзьям в соцсетях.