– Droga pani, to nie ja jestem nie na czasie, ale pani, mała kobietka, której myśli kręcą się jedynie wokół fatałaszków i fryzur. Założę się, że nigdy nie zastanawiała się pani, co znajduje się pod maską samochodu.
– Wydaje mi się, że powiedzieliśmy sobie już wszystko, co było do powiedzenia – Lee wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Zgadzam się w zupełności. Proszę, oto moja wizytówka, na odwrocie jest nazwa firmy, w której ubezpieczyłem auto. Niech pani poprosi męża, żeby się ze mną skontaktował. Proponuję, żeby pani również podała mi swoje dane, tak byśmy mogli za chwilę wsiąść do naszych samochodów i od tej pory trzymać się od siebie z daleka.
– Niczego więcej nie pragnę – odburknęła. – Proszę, oto moją wizytówka, z nazwą firmy ubezpieczeniowej, w której mam polisę. Znajdzie pan też na niej mój adres domowy oraz adres i telefon firmy, której jestem właścicielką. – Te ostatnie słowa wymówiła z nie ukrywaną satysfakcją w głosie. – A teraz byłabym wdzięczna, gdyby pan usunął mi z drogi swoje auto.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku swego samochodu. Gdy wsiadła, spostrzegła, jak Phoebe z zainteresowaniem czyta jej wizytówkę. Włączyła silnik i oczekując na wolną drogę, spojrzała na otrzymaną karteczkę.
– Daniel Raife – przeczytała półgłosem.
Za nazwiskiem znajdowało się kilka robiących spore wrażenie tytułów. Nic dziwnego, że facet był taki rozjuszony, gdy spytała, czy skończył podstawówkę.
Gdy auto Daniela Raife’a mijało ją powoli, miała okazję przyjrzeć się dumnemu profilowi jego właściciela. Siedząca obok Phoebe miała bardzo zaaferowaną minę i patrzyła na Lee z niebotycznym zdumieniem.
Następnego dnia Lee zadzwoniła do swej firmy ubezpieczeniowej, gdzie, ku swemu zdziwieniu, dowiedziała się, iż pan Daniel Raife już skontaktował się z nimi i wziął pełną odpowiedzialność za stłuczkę. Co więcej, jego firma ubezpieczeniowa przysłała już list z prośbą o oszacowanie kosztów naprawy.
A więc, gdy się uspokoił, przyznał, że to on zawinił, pomyślała Lee, która w głębi serca żałowała, iż tak ciekawie zapowiadający się spór zakończył się tak szybko. Odprowadziła więc swój samochód do warsztatu i wynajęła nowy na czas naprawy.
Ciągle nie umiała pozbyć się wrażenia, że nazwisko Raife jest jej skądś znane, niestety, nie mogła przypomnieć sobie skąd. Była jednak tak zawalona pracą, iż nie miała czasu na dłuższe rozmyślania. Firma Meredith Studios znana była dobrze w kręgach związanych z modą, lecz wciąż nie znajdowała się na szczycie, a wyłącznie taka pozycja była w stanie zadowolić jej właścicielkę. Lee Meredith była bowiem kobietą niesłychanie ambitną i to nie tylko w odniesieniu do pracy. Pragnęła, by jej rodzinie na niczym nie zbywało. Minęło już osiem lat, odkąd zdała sobie sprawę, iż jej mąż, Jimmy, jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialny. Od dnia, w którym zarobiła swe pierwsze pieniądze jako fotograf, aż do chwili gdy Jimmy zdecydował się ją opuścić, sama utrzymywała całą rodzinę. Po rozwodzie jej były mąż ożenił się ponownie z szalenie bogatą kobietą, która zapewniła mu wysoki standard życia.
Właśnie trwały ferie wielkanocne, które córka Lee, Sonya, spędzała z ojcem, zaś osiemnastoletni brat Lee, Mark, mieszkający z nimi od dwóch lat, czyli od śmierci rodziców, jeździł po kraju autostopem. Lee czuła się przez to nieco samotna i, prawdę mówiąc, odczuła ogromną ulgę, kiedy obydwoje wrócili do domu na trzy dni przed rozpoczęciem zajęć szkolnych. Mark, podobnie jak siostra, odziedziczył po matce niesłychanie delikatne rysy twarzy, wyglądał więc na dużo młodszego niż był w rzeczywistości. Jego nauczyciele akademiccy twierdzili, iż jest urodzonym językoznawcą i ma wszelkie szanse na zdobycie tegorocznej najwyższej nagrody za osiągnięcia naukowe. Lee, która bardzo wcześnie zakończyła edukację, z całego serca podziwiała swego utalentowanego braciszka. Niestety, językoznawstwo stanowiło jedyną dziedzinę, w jakiej Mark mógł być uznany za godnego podziwu, bo rozsądku ani odpowiedzialności nie miał za grosz. Przez lata niemożliwie rozpieszczany przez matkę, wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że teraz ma mieszkać z wiecznie zajętą siostrą oraz o pięć tylko lat młodszą siostrzenicą, która wyraźnie nie zamierzała składać mu hołdów. Mark był w gruncie rzeczy pogodnym, uczuciowym młody m idealistą, ale chwilami stawał się nieznośny, zwłaszcza gdy szło o pieniądze. Ojciec zostawił mu w spadku trzydzieści tysięcy funtów, którą to sumą miała dysponować Lee aż do momentu ukończenia przez Marka dwudziestu jeden lat. Pieniądze te zostały wpłacone na konto, a od kilku lat siostra wypłacała młodszemu bratu niewielką comiesięczną pensję. Gd czasu do czasu nawet dawała mu nieco większe sumy, ale to, na co je wydawał, było niezmiennie powodem utarczek, ponieważ obydwoje mieli odmienne opinie na temat tego, co jest rozsądnym zakupem, a co nie.
– Co ten rupieć robi przed domem? – spytał Mark, gdy już skończyli serdeczne powitanie.
– To nie rupieć, tylko samochód, który pożyczyłam na czas naprawy mojego auta – wyjaśniła Lee: Jakiś wariat jechał prawą stroną jezdni i stuknął we mnie, a potem jeszcze bezczelnie upierał się, że to moja wina.
– Jak to? Przecież to on jechał nieprawidłowo! – oburzyła się Sonya.
– Żaden mężczyzna nie uważa się za winnego, gdy siedzi za kierownicą swego samochodu – westchnęła Lee. – Ale tamten był naprawdę nie do zniesienia, prawdziwy męski szowinista… – A kiedy odbierasz swój samochód z warsztatu? – zainteresował się Mark.
– Najwcześniej za dwa tygodnie. Czekają na jakąś importowaną część. Niestety, to wypożyczone auto jest zarejestrowane tylko na mnie.
– Nie sądzisz w takim razie, że to najwyższa pora, bym miał swój własny samochód? – spytał, powracając tym samym do dyskusji, którą toczyli niemal non stop od wielu tygodni.
– Nie, mój drogi, nie sądzę. Masz przecież stąd bezpośredni autobus na uczelnię.
– No tak… Ale pewien model, który niedawno widziałem…
– Jak cię znam, ten model kosztuje zapewne fortunę.
– Przecież mam swoje pieniądze, prawda?
– Owszem, masz, a ja zamierzam dopilnować, byś miał je jeszcze w dniu dwudziestych pierwszych urodzin – odparowała Lee.
Mark mruknął tylko coś pod nosem i poszedł do swego pokoju, by rozpakować plecak.
Sonya, szczupła i niesłychanie bystra trzynastolatka o nieco ciętym języku, ale dobrym sercu, przygotowywała właśnie herbatę.
– A ten ciągle o tych pieniądzach – skomentowała. – Można by pomyśleć, że jest jakimś oszukanym dziedzicem z dziewiętnastowiecznej powieści. Naprawdę, w domu było dużo przyjemniej, zanim on z nami zamieszkał.
– Ależ, kochanie, przecież wiesz, że nie mogłam go nie wziąć do nas. On jest jak małe dziecko, sam nie dałby sobie rady.
– Akurat – żachnęła się Sonya. – Przecież on tylko tak udaje, żebyśmy cały czas wokół niego skakały na paluszkach.
– Widzę, że przejrzałaś go na wylot – roześmiała się Lee. – Ale bądźmy sprawiedliwe, naprawdę się poprawił, odkąd zamieszkał u nas. Zobaczysz, któregoś pięknego dnia jego żona przyjdzie ci podziękować.
– Mógłby się już ożenić i wyprowadzić, tak jak się ciągle odgraża.
– Naprawdę tak mówi? Nie słyszałam.
– Twierdzi, że jeśli się ożeni, to będziesz musiała dać mu jego pieniądze – poinformowała Sonya.
– Jasne, będzie wreszcie mógł sobie kupić kilka ekstrawaganckich samochodów – mruknęła z przekąsem Lee.
– A może byś mu tak pozwoliła kupić sobie auto, mamo? Może wtedy ucieknie, tak jak ty kiedyś, i będziemy w końcu miały święty spokój.
Lee pochyliła się nad filiżanką herbaty, by w ten sposób uniknąć odpowiedzi na propozycję córki.
Miała piętnaście lat, gdy poznała Jimmy’ego Mereditha i zakochała się w nim do szaleństwa, zaś rok później uciekła z nim do Gretna Green, gdzie wzięli ślub. Niemal natychmiast dotarła do niej smutna prawda, że Jimmy wręcz uwielbiał ryzyko. Zdobycie córki bogatego biznesmena było dla niego nie lada wyzwaniem, zwłaszcza iż ojciec Lee robił wszystko, by rozbić ich związek. Z błyskiem szaleństwa w oku Jimmy planował ucieczkę wraz z ukochaną, a potem bawił się z szukającymi jej rodzicami w kotka i myszkę, by wreszcie stanąć z nimi twarzą w twarz w starej kuźni w Gretna Green. Kiedy jednak zrozumiał, że oto stał się głową rodziny, która niebawem miała się powiększyć, mina mu zrzedła. W stałym związku nudził się śmiertelnie, więc by na nowo poczuć buzowanie adrenaliny w żyłach, ochoczo zajął się hazardem. Ojciec Lee wiele razy musiał wykładać spore sumy pieniędzy, by pokryć kolejne długi zięcia.
Lee niejednokrotnie myślała, iż jedyną dobrą rzeczą w tym małżeństwie były narodziny Sonyi, która przyszła na świat, gdy jej mama miała zaledwie szesnaście lat. To dla swej małej córeczki podejmowała próby uratowania małżeństwa, które już legło w gruzach. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Jimmy’emu, że choć zdradzał żonę niemal na każdym kroku, doskonale sprawdzał się w roli ojca. Gdy po raz kolejny stracił pracę, a Lee na poważnie zajęła się fotografią, on całymi dniami opiekował się córeczką, dzięki czemu mogli jakoś związać koniec z końcem, nawet gdy pewnego dnia ojciec Lee zapowiedział, że nie może już wspierać ich finansowo, gdyż musi zostawić też coś synowi. Kiedy w końcu Jimmy odszedł, by zamieszkać ze swą obecną żoną, Sonya została pod opieką matki, ale w każde wakacje i ferie odwiedzała ojca. Dziewczynka uwielbiała Jimmy’ego i nie miała pojęcia o krzywdach, jakie wyrządził jej matce, dlatego i tym razem Lee nie chciała wdawać się w dyskusję co do fatalnych skutków ucieczek do Gretna Green.
– Nie mogłybyśmy jakoś pomóc Markowi w podjęciu decyzji o ucieczce? – Sonya nie dawała za wygraną. – Byłoby tak fajnie, gdyby sobie pojechał.
– Ależ, kochanie, nie wolno tak mówić – skarciła ją Lee.
– To tylko marzenia, mamo. W marzeniach wolno nam być nieuprzejmymi, ponieważ możemy dzięki temu bezpiecznie wyładować nagromadzoną w nas agresję. Łatwiej jest być miłym dla sąsiada, gdy najpierw wyładujemy się na nim w zaciszu swej wyobraźnia – Gdzieś ty to Usłyszała? – zainteresowała się Lee, która od razu poznała, iż nie są to własne słowa córki.
"Zaślubiny w Gretna Green" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zaślubiny w Gretna Green". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zaślubiny w Gretna Green" друзьям в соцсетях.