Lee nic na to nie odpowiedziała, przypatrywała mu się tylko lśniącymi oczyma.
– Wbrew pozorom nie składam się tylko i wyłącznie z mózgu – odezwał się po chwili już całkiem serio.
Ze zdumieniem dostrzegła w jego spojrzeniu płomień, który mógł oznaczać zarówno tylko pragnienie, jak też uczucie, jakie od lat nie ogrzewało jej serca… Z całej siły pragnęła w to uwierzyć, lecz przeszkadzały jej w tym lata przykrych doświadczeń, o których nie sposób było w jednej chwili zapomnieć.
– Czy twoja żona była równie mądra, jak ty? – spytała, chcąc zmienić temat.
– Nigdy nie byłem żonaty – sprostował.
– Jak to? Ale przecież Phoebe…
– Rzeczywiście, jest moją córką, ale nie ożeniłem się z jej matką. Caroline poznałem w Oksfordzie. Właśnie ukończyłem z wyróżnieniem studia, co może brzmi nieskromnie, ale jest bardzo istotne w tej historii. Caroline, podobnie jak ja, zaczęła studia doktoranckie. Uczyliśmy się dużo razem, a w przerwach lądowaliśmy w łóżku. Kiedy oznajmiła mi, że jest w ciąży, byłem przekonany, że się pobierzemy, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Po prostu nie miała tego w planach, ja zaś byłem dla niej tylko elementem eksperymentu, nazwijmy to, selektywnego rozmnażania.
– Dlatego, że oboje ukończyliście studia z wyróżnieniem? – zdumiała się Lee.
– Właśnie. Chodziło jej o spłodzenie genialnego dziecka.
– O rety!
– Ja się wyraziłem dużo gorzej, gdy Się o tym dowiedziałem. Niestety, Caroline była uparta jak osioł, a dziecko uważała za swoją własność. Nie wzięła jednak pod uwagę instynktu ojcowskiego. Uwielbiałem moją małą córeczkę już od momentu jej narodzin. Początkowo układało nam się całkiem nieźle, aż do chwili, kiedy Caroline otrzymała propozycję pracy w Stanach. Wyobraź sobie, że oddała Phoebe swej bezdzietnej siostrze oraz jej mężowi, którzy próbowali zabronić mi odwiedzin u dziecka. Kiedy mała miała cztery lata, małżeństwo jej ciotki rozpadło się, a ją umieszczono w domu dziecka. Chciano ją nawet oddać do adopcji, więc musiałem dochodzić swych praw w sądzie.
– A co z Garoline? Interesuje się dzieckiem? – spytała, patrząc na niego ze współczuciem.
– Od czasu do czasu telefonuje, by dowiedzieć się, czy zapewniam naszej córce odpowiednie wykształcenie, i skrytykować wszystko, co robię. Zabrałem Phoebe kilka razy do Stanów, aby mogła zobaczyć się z matką, ale jakoś nie przypadły sobie do gustu. Dobrze nam we dwójkę. Chciałbym wynagrodzić jej te pierwsze nieszczęśliwe lata i chyba mi się to udało.
Jego twarz wyrażała ojcowską dumę, a w głosie wyraźnie było słychać tkliwość i miłość. Lee czuła, że teraz, kiedy usłyszała tę smutną historię, stali się sobie bardziej bliscy niż wtedy, gdy całowali się pod drzewami.
– Nie bądź taki skromny. Każdy rodzic byłby dumny z takiej córki.
– Wiele się nauczyłem, opiekując się nią przez te wszystkie lata – ciągnął. – Odkryłem, na przykład, jak zawzięcie wy, kobiety, bronicie swego terytorium.
– My? Ciekawe, w jaki sposób?
– Uważacie, że jedynie wy znacie się na wychowaniu dzieci i niech tylko jakiś mężczyzna ośmieli się mieć inne zdanie, od razu powiecie mu, że nie ma o tym zielonego pojęcia. W klinice, do której chodziłem z Phoebe, kiedy była mała, wszystkie pielęgniarki litowały się nad „tym biednym maleństwem, które nie ma mamusi”, a jedna nawet kiedyś ośmieliła się poradzić mi, abym ożenił się dla dobra dziecka. Do diabła, jestem dla niej lepszą matką niż te dwie kobiety, które już próbowały tej roli – zakończył z oburzeniem w głosie.
Za jego plecami nagle rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Lee zatrzęsła się ze śmiechu na widok klęczących na podłodze dwóch kelnerów, usiłujących zebrać rozbite talerze.
– Nie powinieneś mówić tak głośno – upomniała Daniela, uspokoiwszy się nieco. – Kelner usłyszał cię i zaciekawiony spojrzał w bok, a właśnie w tym samym momencie wpadł na niego dragi, który robił dokładnie to samo.
Nie dodała już, że zainteresowanie obu mężczyzn wywołał niewątpliwie kontrast między słowami Daniela, a jego zdecydowanie męskim wyglądem.
– Może i masz rację – przyznał z rozbawieniem. – Rzecz w tym, że jeszcze nikomu nie opowiadałem o tym wszystkim i czuję się nieco dziwnie. Ale faktycznie powinienem zniżyć głos, bo nie chciałbym, żeby ktoś oprócz ciebie o tym wiedział.
– Dlaczego? Nie zamierzasz opisać tych doświadczeń w następnej książce?
– Nie – zaprzeczył stanowczo. – Nie ma mowy, są zbyt bolesne, poza tym Phoebe nie byłaby z tego zadowolona.
– Wiesz, rozmowę z tobą można by porównać do obierania cebuli – zauważyła ni z tego, ni z owego Lee.
– To znaczy, że cały czas chce ci się płakać? – przestraszył się.
– Och, nie – zaprzeczyła ze śmiechem. – Po prostu poznaje się ciebie stopniowo, warstwa po warstwie i zawsze napotyka się coś nieoczekiwanego. Powiedz, jakim sposobem trafiłeś do telewizji?
– To znaczy, jak to się stało, że zacząłem się sprzedawać? – poprawił.
– Nie, wcale nie miałam tego na myśli – zaprzeczyła szybko.
– Prawdę mówiąc, przez przypadek. Zaproszono mnie raz do pewnego programu, który, jest nadawany późną nocą, rzuciłem kilka dowcipów i zostałem zauważony. Dostałem potem zaproszenie do innego programu, znów opowiedziałem kilka dowcipów i rozgadałem się na mój ulubiony temat, czyli o tym, że dziewczynki mają lepsze wyniki w nauce niż ich koledzy w tym samym wieku. Spodobałem się i nagle okazało się, że jest mnóstwo ludzi gotowych płacić mi niedorzeczne sumy za wypowiadanie się na tematy, o których tak naprawdę nie mam pojęcia.
– A co na to twoja rodzina?
– Moja mama jest zachwycona, Jean krytykuje wszystko, co powiem, a Sarah narzeka na źle dobrany krawat. – Skrzywił się zabawnie. – Nie przywiązuję aż tak wielkiej wagi do telewizyjnej popularności, choć nie mogę powiedzieć, by mnie nie cieszyła. Wiem po prostu, że pewnego dnia okaże się, iż widzom znudziła się już moja twarz, a wtedy bez żalu wrócę do korzeni. Jeśli wówczas będziesz przy mnie, moje szczęście będzie pełne.
– Nie popędzaj mnie – poprosiła, zaniepokojona poważnym tonem jego głosu. – Przecież dopiero co się poznaliśmy.
– Jesteś warta czekania – odparł zdławionym głosem. – Wydaje mi się, że cię rozumiem. Chodzi o to, że w swoim życiu pominęłaś niesłychanie ważny etap, ten, który przechodzi właśnie Phoebe, prawda?
Lee zawahała się. Daniel miał rację, ale nie chciała tego głośno przyznawać, ponieważ chodziło jej o coś jeszcze. Bała się ulec jego urokowi, gdyż popełniła ten błąd w przypadku związku z Jimmym. Owszem, teraz sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej, trudno było bowiem porównywać tego silnego, dojrzałego mężczyznę z zapatrzonym w siebie, nieodpowiedzialnym młodzieńcem. Jednak wciąż nie czuła się gotowa, aby zaufać mu bez ograniczeń.
W pewnym momencie Daniel zerknął na zegarek.
– Już po dwunastej – jęknął. – Bal miał się skończyć równo o północy.
Lee nie mogła w to uwierzyć. Zdawało jej się, że weszli do restauracji zaledwie przed pięcioma minutami. Tak świetnie się czuła w towarzystwie Daniela, iż w ogóle nie zauważyła upływu czasu.
Uregulowawszy szybko rachunek, wzięli się za ręce i pobiegli w kierunku budynku uniwersytetu. Z daleka spostrzegli parking, na którym stał tylko jeden samochód, a przy nim dwoje rozbawionych młodych ludzi. Kiedy po raz drugi tego wieczoru znaleźli się pod rosnącymi wzdłuż alei drzewami, Daniel ponownie wziął Lee w ramiona.
– Nie martw się, nie zobaczą nas – zapewnił szeptem. – A nie wiem, kiedy znów będę mógł cię pocałować.
Lee nie zamierzała się bronić, ponieważ tak samo pragnęła tego pocałunku. Kiedy jednak jego pieszczoty stały się bardziej intensywne, odruchowo zesztywniała, co nie umknęło uwagi Daniela.
– Masz rację – westchnął zrezygnowany. – Pozwól, że poprawię tylko krawat i możemy grzecznie iść dalej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Tegoroczne lato było najpiękniejszym w dotychczasowym życiu Lee. Trwała idylla, jakiej nie zaznała jako młoda dziewczyna. Wszystkie problemy zniknęły, liczyła się tylko miłość i ten cudowny, jedyny mężczyzna.
Program telewizyjny Daniela został jak zwykle zawieszony na okres wakacji, toteż mógł on cały swój wolny czas poświęcać Lee. Nie oczekiwał od niej niczego więcej poza towarzystwem, adorował ją tak jak młody chłopak adoruje swą pierwszą miłość. Lee doskonałe wiedziała, iż w pewnym momencie Daniel będzie oczekiwać od niej więcej, ale na razie dawał jej czas na przezwyciężenie zahamowań, wyrzucenie z pamięci złych wspomnień. Nie chciała myśleć o przyszłości, o trudnej decyzji, jaką w końcu zmuszona będzie podjąć. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Daniela, ale także życie z nim wydawało jej się niemożliwe.
– Wiele wycierpiałam ze strony Jimmy’ego – tłumaczyła mu któregoś dnia. – Nigdy nie miałam pojęcia, co się za chwilę zdarzy, czy dowiem się, że znów coś ukradł, czy przyjdzie pijany, a może przy łapię go z kochanką. Od czasu rozwodu mam wreszcie spokój, nie muszę już odpowiadać za cudze błędy. Nie muszę się też już o nic martwić.
– Czyżby? – mruknął z powątpiewaniem. – A co z pustką i samotnością, które cię czekają w przyszłości?
– Ale jestem przynajmniej bezpieczna.
– Musisz zaryzykować, kochanie. Każdy związek niesie ze sobą ryzyko, co nie znaczy, że nie może być wspaniały.
Przez całe lato Daniel nadal pisał artykuły, które, jak się przekonała Lee, były wyjątkowo błyskotliwe i pouczające. Pewnego dnia przy śniadaniu Sony a, wierna ich czytelniczka, mało nie zakrztusiła się ze śmiechu. Chichocząc, podsunęła matce gazetę. Daniel zatytułował ów odcinek: „Kobieta, która uświadomiła mi, kim naprawdę jestem”. Był to niesłychanie zabawny opis okoliczności, w których spotkali się po raz pierwszy. Przedstawił sytuację w taki sposób, by zażartować że swojej postawy. Kobietę, którą oczywiście była Lee, nazwał dla niepoznaki Jane. Konkluzja owego artykułu brzmiała następująco:
"Zaślubiny w Gretna Green" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zaślubiny w Gretna Green". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zaślubiny w Gretna Green" друзьям в соцсетях.