W tym samym numerze znalazła się również informacja, że Peter Cannon trafił za kratki. Towarzyszył jej artykuł opisujący więzienia dla wysokich rangą urzędników; można się było z niego dowiedzieć, że nie przypominają one już ośrodków wypoczynkowych i że na oszustów podatkowych, defraudantów oraz handlarzy zastrzeżoną informacją czeka tam kilka niespodzianek, z których podłe jedzenie nie jest bynajmniej najgorszą.
Dział biznesu ogłosił, że trzy komercyjne portale internetowe splajtowały zaraz po wejściu na rynek, a młody dziennikarz-ekonomista Melvin Melzer umieścił w swoim artykule następujące zdanie: „Nadstawcie uszu, a usłyszycie, jak na Wall Street bębny biją na trwogę". Słowa te niewiadomym sposobem przeszły przez trzy korekty, a do redakcji napłynęło później kilka pełnych oburzenia listów od obrońców praw Indian (tam gdzie teraz biegnie Wall Street, pierwotnie żyli Indianie; pierwsi osadnicy holenderscy wznieśli w tym miejscu mur, żeby się od nich odgrodzić – stąd nazwa ulicy).
Jednak większość mieszkańców Nowego Jorku tego dnia rozkoszowała się pięknym porankiem. Był drugi poniedziałek września. Comstock Dibble zastanawiał się właśnie (jak zwykle intensywnie) nad kupnem wartego dziesięć milionów dolarów apartamentu na Park Avenue. Takie mieszkanie podniosłoby go o szczebel wyżej na drabinie społecznej. Comstock, jego narzeczona Mauve oraz Brenda Lish, agentka sprzedaży nieruchomości, stali w obszernym hollu budynku pod numerem 795. Obie panie zapewniały go już wielokrotnie, że jest to jeden z najlepszych apartamentowców w Nowym Jorku; Comstock z wielkim zadowoleniem podziwiał wystrój hollu, a na jego czole zaczynał perlić się pot. Z księgowości przyszło w weekend ostrzeżenie, że po raz pierwszy od trzech lat Parador Pictures wykazuje straty w półrocznym bilansie. Comstock nie przejął się tym zbytnio – w czwartek z rąk samego burmistrza otrzymał wyróżnienie za działalność humanitarną na rzecz miasta, a w tym tygodniu spodziewał się ruszyć do przodu z interesem wartym co najmniej pięćdziesiąt milionów dolarów. Od niedawna zaczął myśleć, że warto byłoby sięgnąć nieco wyżej. Uwielbiał robić filmy, ale w końcu każdy przyzna, że to biznes dla dzieciaków – a czy z niego nie byłby doskonały polityk? Otarł czoło chustką i uśmiechnął się. Brendzie Lish nie zamykały się usta:
– Tobie chyba nie muszę opowiadać o tym holu – zwróciła się do Mauve. – Zaprojektował go Stanford White. Każdy detal obecnego wystroju jest oryginalny. Gdyby chcieć sprzedać to wszystko na aukcji w Sotheby's, można by zgarnąć ze dwadzieścia pięć milionów.
Ściany pokrywała mahoniowa boazeria. Wzrok przyciągał olbrzymi marmurowy kominek; na jego gzymsie stał wazon, a w nim bukiet wysokich na metr kwiatów. Portierzy w liberiach i białych rękawiczkach przemykali bezszelestnie niczym cienie. Całe to miejsce tchnęło ponadczasową atmosferą dyskrecji i luksusu; była to oaza ludzi z wyższych sfer, która przez osiemdziesiąt lat istnienia nie straciła ani trochę ze swojego przepychu.
– Co o tym myślisz? – Brenda zagadnęła Comstocka.
Spojrzał na nią. Przemknęło mu przez głowę, że pomimo swoich czterdziestu kilku lat wygląda jak belferka i zarazem jak uczennica. Tylko skąd wytrzasnęła tę kieckę w kwiaty?
– Co myślę? – odpowiedział, powoli cedząc słowa. – Myślę, że nie płacę za hol.
Mauve przewróciła oczami, a Brenda roześmiała się, jakby usłyszała świetny dowcip. Pomyślała, że nawet jeśli Comstock zdaje sobie sprawę, jak bardzo jego prostackie maniery nie pasują do tego miejsca, jak jaskrawo rzucają się w oczy w tym otoczeniu, to nie daje nic po sobie poznać. Brenda, ze swojej strony, nie zamierzała go o tym uświadamiać. Pochodziła ze starej nowojorskiej rodziny, założonej w czasach, kiedy pojęcie „rodzina" coś jeszcze znaczyło. W tym budynku mieszkała jej babka. Pięćdziesiąt lat temu nie postałaby tutaj noga kogoś takiego jak Dibble, a przede wszystkim on sam miałby dość rozsądku i godności, żeby nie próbować się tu wcisnąć. Te czasy to już jednak przeszłość, tak samo jak do przeszłości należała fortuna rodziny Lish, zaprzepaszczona z kretesem w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Wtedy to właśnie Brenda, która po swoich purytańskich przodkach odziedziczyła skromność, rozsądek i zmysł praktyczny, założyła agencję handlu nieruchomościami. Dzięki szczegółowej (i w dużej mierze nieoficjalnej) wiedzy na temat najlepszego nowojorskiego budownictwa, Brenda pozyskała klientów, którzy byli skłonni wydać miliony na odpowiednie mieszkanie. Osobiście nie przepadała za ludźmi pokroju Comstocka Dibble'a, ale musiała przyznać, że choć miał on gorsze maniery niż większość tych prostaków bez gustu, którzy w latach osiemdziesiątych, dzięki koligacjom z wyższymi sferami, odmienili oblicze amerykańskiego społeczeństwa, to jednak nie był tak do końca ulepiony z innej gliny. Miał nazwisko, pieniądze, wyróżnienie od bur – * mistrza (dzięki któremu rada miejska zapewne zdecyduje się nagrodzić go za szlachetne zasługi dla miasta – wspomniał już nawet, że otrzyma od burmistrza rekomendację do tego tytułu), no i żenił się z Mauve Binchely. Rada miejska zwróci uwagę także na to.
– Może wyjdziemy na zewnątrz? – zaproponowała Brenda. Ulicę zalewał jasny blask słońca. – Nie muszę ci mówić – Brenda znów zwróciła się do Mauve – że rzadko trafia się okazja do kupienia mieszkania w tym domu. Ostatni raz było to trzy lata temu. Jeśli zatem jesteście zainteresowani, od razu złożę waszą ofertę właścicielowi albo przynajmniej zapytam o cenę…
Mauve zmarszczyła nos, jakby poczuła niemiły zapach:
– A ten hałas?
– Jaki hałas? – Comstock nagle zaczął się niecierpliwić. Brenda, która z racji swojego zawodu wiele wiedziała o różnych ludziach, pomyślała, że za chwilę na własne oczy zobaczy jeden z jego legendarnych napadów szału. – Nie przywykłaś do tego? Przecież teraz mieszkasz na tej samej ulicy.
– Co z tego? – odcięła się Mauve. – Przed chwilą słyszałam głośny hałas.
– To Brenda mówiła, idiotko – nie wytrzymał.
– To był klakson. – Mauve zignorowała wyzwisko. Comstock lubił w niej między innymi to, że miała skórę twardą jak stary aligator.
– Okna mają podwójne szyby, ale z pewnością można będzie założyć potrójne, powiedzmy za… pięćdziesiąt tysięcy? – wtrąciła Brenda. Ni stąd, ni zowąd przypomniała jej się pewna plotka krążąca o Comstocku Dibble'u; mówiono, że kiedyś założył swojej kochance klamerki na sutki, przywiązał do nich sznurki, a następnie zerżnął ją w tyłek, ciągnąc za sznurki jak za lejce. Podobno całkiem się to jej podobało.
– Wiesz, że nie znoszę hałasu – upierała się Mauve. – Brenda pamięta, że w dzieciństwie, kiedy słyszałam karetkę, policję albo straż na sygnale, to zawsze wrzeszczałam.
– A ja w tej chwili nie mogę już dłużej znieść twojego gadania – odburknął Comstock. – Gdzie mój samochód, do cholery?
Samochód oczywiście stał o krok – czarny mercedes z przyciemnianymi, kuloodpornymi szybami.
– Do widzenia, Brendo – powiedział Comstock, patrząc na Mauve. – Odezwę się do ciebie, gdy coś postanowię.
– Czekam. – Brenda uniosła rękę na pożegnanie.
– Okropny człowiek, prawda? – Mauve stwierdziła, nie zapytała.
Ja bym określiła to dosadniej, pomyślała Brenda, ale na głos powiedziała tylko:
– Zgadzam się.
– Nic na to nie poradzę. – Mauve westchnęła. – Kocham go.
Brenda powstrzymała się od śmiechu. Nie podzielała współczucia, które ich rówieśniczki żywiły dla „biednej Mauve". Zbliżające się nieuchronnie małżeństwo z Comstockiem było w jej pojęciu czymś na kształt kary boskiej. Jako dziewczynki chodziły razem do prywatnej szkoły w Brearley. Brenda wiedziała, że Comstock ma całkowitą rację – Mauve zawsze była idiotką. Naprawdę wrzeszczała, słysząc karetkę na sygnale, a raz nawet zmoczyła się w spodnie. Wyrzuciliby ją z Brearley, gdyby nie pieniądze rodziców i ich koneksje; byli oni skoligaceni – a takich osób w całym mieście było tylko około stu – z Vanderbiltami.
– Skoro go kochasz, to nic innego się nie liczy – powiedziała Brenda.
– Wiem – odrzekła Mauve. Z wykonanej z niebieskiej wężowej skóry torebki od Fendi wyjęła złotą puderniczkę i przypudrowała delikatnie długi, spiczasty nos. – Muszę już iść, moja droga. Dziś zaczyna się Fashion Week.
– Miło było znów cię widzieć, moja droga. – Brenda nachyliła się, by zamarkować zwyczajowe cmoknięcia w oba policzki. – Nic się nie zmieniłaś przez te dwadzieścia lat.
– Ani ty – odparła Mauve. – Wiesz, że już zupełnie zapomniałam o tych starych sukienkach od Laury Ashley? Są świetne. Może jeszcze powrócą.
– Wszystko w końcu powraca. – Brenda uśmiechnęła się, patrząc, jak Mauve oddala się niezgrabnym kroczkiem. Zupełnie jej nie obeszła ta ironiczna uwaga na temat sukienki; Brenda sama dobrze wiedziała, że jest beznadziejnie do tyłu z modą. Niemniej prowizje od transakcji, w których pośredniczyła, przynosiły jej rocznie ponad dwa miliony dolarów, a poza tym widziała już zbyt wiele nieoczekiwanych bankructw, żeby wyrzucać pieniądze na modne kiecki.
Bogaci ludzie są tacy głupi, pomyślała Brenda, machając na taksówkę. Czy markowe ciuchy przydadzą Mauve charakteru? Taksówka podjechała. Brenda wsiadła na tylne siedzenie i podała kierowcy adres, pod którym czekał na nią kolejny klient. Czuła złośliwą satysfakcję; była pewna, że pomimo protestów Mauve, Comstock Dibble kupi ten apartament, a w każdym razie będzie usiłował go kupić. Lokal 9B miał salon, jadalnię, pracownię, trzy sypianie oraz kwaterę dla pokojówki – ponad trzysta sześćdziesiąt metrów kwadratowych. Brenda domyślała się jednak, że metraż nie gra roli – Comstock kupiłby ostatnią klitkę, byle w tym domu. Nie chodzi tylko o to, że adres Park Avenue 795 był jednym z najlepszych w całym mieście, lecz także o to, że wprowadził się tam Victor Matrick, świrnięty dyrektor naczelny całego koncernu Splatch Verner. Najwidoczniej Comstock musiał mieszkać tam, gdzie on. Podczas dzisiejszej prezentacji wciąż zadawał pytania dotyczące apartamentu Matricka – chciał znać jego położenie względem 9B, rozmiary, pytał nawet, kto zajmował się dekoracją wnętrz. Jakie to typowe i zarazem żałosne, myślała Brenda. Ci bogaci, potężni mężczyźni, którzy powinni być ponad wszystkim, w swoich wyborach prawie zawsze pozwalają sobą kierować swojemu malutkiemu ego.
"Za wszelką cenę" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za wszelką cenę". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za wszelką cenę" друзьям в соцсетях.