DZIEWCZYNKA Jeśli tak, to ucieknę z domu.


MATKA Bardzo dobrze. Rodzina i tak ma przez ciebie same kłopoty.


Selden uśmiechnął się pobłażliwie, przerzucając kilka stron. Znalazł fragment, który wydał mu się nieco bardziej interesujący. Dziewczyna, znów o dobre kilka lat starsza, znalazła się na jachcie jakiegoś Araba, porwana i zmuszona do świadczenia usług seksualnych za sprawą znajomej, noszącej w scenariuszu miano Tak Zwanej Przyjaciółki. Noc w noc kuliła się przerażona na koi, słuchając dobiegających zza ściany rozpaczliwych krzyków: „Niet! Niet!". To pomocnicy Araba (zwanego w tekście po prostu Arabem) gwałcili Dziewczynę z Rosji. „Wtedy właśnie – wyjaśniał scenariusz – Dziewczyna postanowiła, że jej nie może spotkać to samo. Musiała znaleźć sposób, żeby uniknąć takiego losu".

Po tym opisie następowała scena pokerowej rozgrywki pomiędzy Dziewczyną a trzema pomocnikami Araba.


PIERWSZY ARAB Podnoszę stawkę o sto.


DZIEWCZYNA Podwajam. Dwieście i sprawdzam.


PIERWSZY ARAB Jakim sposobem…?


DZIEWCZYNA Znowu wygrałam.


Selden nie miał pojęcia, skąd Janey wytrzasnęła tę historię. Była to oczywista kalka, oklepana opowiastka, której miło posłuchać, ale w którą nikt nie uwierzy. A jednak trzeba przyznać, że pomysł z wygrywaniem własnego losu przy pokerowym stole był niezły i oryginalny. Brzmiały w nim echa opowieści o Sinobrodym. Autorka, jak widać, miała trochę wyobraźni…

Zresztą, pomyślał Selden, kogo obchodzi, jaki jest ten scenariusz? Ważne było tylko jedno: że faktycznie próbowała go napisać, że od początku miała jak najlepsze intencje. No i oczywiście to, że powiedziała prawdę. A on nie chciał jej wierzyć, kiedy mu powtarzała, że napisała scenariusz…

Zalała go nagła fala wyrzutów sumienia.

Aby je ukoić, obiecał sobie szybko, że wynagrodzi Janey wszystko. Spełni każde jej życzenie. Teraz, kiedy trzymał jej zapiski w ręce, przejrzał na oczy: to była prawda, że Janey została wrobiona. Jak mógł w to wątpić? Zwinąwszy luźne kartki w rulon, Selden wsunął je do wewnętrznej kieszeni płaszcza.

Prawie wybiegł z mieszkania. Pęk kluczy brzęczał mu w ręce. Dziękował Bogu, że ani on, ani Janey nie będą musieli już więcej tutaj wracać; przekonają, żeby przestała płacić czynsz… Postanowił też rozgłosić swoją nowinę; zadzwoni do Jerry'ego Grabawa i powie mu, że znalazł scenariusz…

Powie też, oczywiście, Victorowi Matrickowi. Obracając klucz w zamku, wyobraził sobie ten wspaniały moment… Przypomniał sobie okrutne twierdzenie Victora, że Splatch Verner nie poradzi sobie z dziewczyną pokroju Janey Wilcox. Cóż, tym razem będzie musiał uznać własną pomyłkę i przyznać, że jest dokładnie odwrotnie. Janey Wilcox jest akurat taką żoną, jakiej potrzebuje firma: piękną, mądrą i utalentowaną. Dokończy swój scenariusz dzięki wskazówkom Seldena, który pomógł już niejednemu autorowi ogarnąć jego dzieło. O ileż zyska na tym jego wizerunek, kiedy ludzie zobaczą, że uroda nie jest bynajmniej jedynym atutem pani Rose. Nawet mama będzie pod wrażeniem…

Nagle zamarł, wkładając klucze do kieszeni. A jeśli ludzie i tak mu nie uwierzą? Jeśli uznają, że Janey stworzyła te szkice po fakcie, już po wybuchu skandalu, żeby dowieść swojej niewinności?

Otrząsnął się z tych myśli. Nie to było ważne. Zbiegając po schodach, zrozumiał, że najważniejsze jest to, że on zna prawdę. Opinie innych ludzi nie obchodziły go ani trochę.


Janey Wilcox siedziała w łazience, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.

Czuła radosne podniecenie, a jednocześnie była kłębkiem nerwów. W takich sytuacjach zawsze niezawodnie uspokajało ją studiowanie własnej urody, kwitnącej i pełnej życia, niepobladłej ani trochę, pomimo niedawnych przejść.

Dobrze było pomyśleć, że koniec kłopotów jest już bliski. Za dwadzieścia minut zjawi się samochód. Kierowca zawiezie Janey na lotnisko imienia Kennedy'ego, a po wejściu na pokład samolotu zacznie się dla niej nowe życie…

Oderwała się od lustra, przypomniawszy sobie, co musi jeszcze zrobić przed wyjściem. Na łóżku leżały cztery porządnie spakowane walizki od Louisa Vuittona, otwarte i gotowe do ostatniego przeglądu. Wszystko było na miejscu; pozostało jeszcze tylko pudełko wyłożone granatowym aksamitem, w którym Janey trzymała swój naszyjnik z czarnych pereł, zakupiony jeszcze w czasach, kiedy Seldena i ją łączyło uczucie. Pudełko to zawierało teraz także drugi najcenniejszy skarb Janey: zaproszenie na oscarowy bankiet magazynu „Vanity Fair".

Pudełko leżało na komódce. Janey uniosła wieczko, żeby jeszcze raz rzucić okiem na najbardziej pożądane zaproszenie na świecie. Z czułością przesunęła palcem po tłoczonych złotych literach układających się w tytuł „Vanity Fair" złożony tą samą słynną czcionką, którą co miesiąc można było podziwiać na okładce magazynu. Otworzyła zaproszenie. W lewym górnym rogu widniało jej nazwisko, ręcznie wypisane złotym atramentem, a pod nim w krótkich słowach informowano, że obecność Janey Wilcox będzie mile widziana na uroczystej kolacji, która odbędzie się po zakończeniu uroczystości wręczenia nagród Akademii, punktualnie o dwudziestej pierwszej. Kilkaset osób otrzymało zaproszenia na bankiet po oscarowej gali, ale na tej ekskluzywnej kolacji bawiło się absolutnie doborowe towarzystwo: największe gwiazdy, topowi reżyserzy i szefowie studiów filmowych. Na dodatek reporterów wpuszczano tam dopiero później, gwiazdy mogły więc bez obaw używać, ile dusza zapragnie.

Janey od razu zrozumiała, że o tym zaproszeniu nie może powiedzieć nikomu, a zwłaszcza Seldenowi i Jerry'emu Grabawowi; nawet Wendy Piccolo była wykluczona. Szybko poczyniła odpowiednie przygotowania. Na szczęście przypomniała sobie, że ma kreację w sam raz na tę okazję: długą suknię wieczorową w stylu lat siedemdziesiątych, z odkrytymi plecami, z kolekcji Roberta Cavallego. Janey kupiła ją w Mediolanie podczas podróży poślubnej. Planowała w niej wystąpić na wiosnę, na którymś z dużych przyjęć, ale przecież nic nie mogło się równać z galą Oscarów. Fryzura będzie prosta: niezwiązane włosy, rozczesane na dwie strony, z przedziałkiem pośrodku. No i oczywiście perły…

Odłożywszy zaproszenie na bok, Janey wyjęła naszyjnik z pudełka. A gdyby tak założyć go teraz? Dla uświetnienia tej chwili? Na szczęście? Janey zapięła klejnoty na szyi, strącając przy tym zaproszenie łokciem na podłogę.

Chciała je podnieść, lecz nagle zamarła, słysząc szczęk klucza w zamku. Co Selden robi w domu o tej porze? Ogarnęła ją panika. Samolot do Los Angeles startował o trzeciej, a Selden nigdy nie wracał z pracy przed piątą lub szóstą po południu; o tej porze Janey miała już być gdzieś nad Chicago. Nie było jednak czasu do namysłu, bo w tej chwili do sypialni wpadł Selden. Porwał ją w ramiona i obsypał jej twarz pocałunkami, wykrzykując „kochana, moja kochana" jak podrzędny aktorzyna w tandetnym filmie.

I co teraz, do jasnej cholery? Janey była przerażona.

– Selden. Kochanie! – Starała się nadać swojemu głosowi równie serdeczne brzmienie, jednocześnie usiłując wykręcić się z objęć męża. – Co się stało? Dlaczego wróciłeś do domu? – Serce podeszło jej do gardła na myśl, że kiedy Selden zobaczy walizki, na pewno będzie starał sieją zatrzymać…

– Nie rozumiesz? – zawołał, chwyciwszy ją za ramiona. Jego oczy płonęły uniesieniem. – Teraz wszystko już będzie dobrze. Wszystko się ułoży…

– Jak to? – Janey przestraszyła się na serio.

– Znalazłem scenariusz! – krzyknął.

Cofnęła się o krok, patrząc na niego szeroko rozwartymi oczami.

– Naprawdę?

– W twoim mieszkaniu – wyjaśnił, szamocząc się z płaszczem. Wyjął z wewnętrznej kieszeni zwinięte w rulon różowe kartki i rozłożył je na łóżku. – Trudno to właściwie nazwać scenariuszem, ale w każdym razie jest to dowód, że się starałaś i że nigdy nie sądziłaś, że bierzesz pieniądze za seks. Patrz, kotku. – Wskazał na stronę tytułową. – „Za wszelką cenę?", taki dałaś temu tytuł. Oczywiście tytuł nie może być pytaniem. Będziesz musiała to zmienić. Naszkicowałaś też sporo scenek i mniej więcej określiłaś, co się dzieje pomiędzy jedną sceną a drugą…

Janey zrobiło się słabo. Dwa lata temu, kiedy usiłowała napisać ten scenariusz, porzuciła pracę nie tylko ze względu na to, że był kiepski (czego bardzo się wstydziła), ale również dlatego, że wyszła z niego szczera spowiedź z jej przeszłości…

– Selden… – wyjąkała.

W tym momencie Selden dostrzegł walizki na łóżku.

– Dokąd się wybierasz? – zawołał, nic nie rozumiejąc.

– Ja… – Janey zabrakło słów.

– Kochanie, nie rób tego! – Nagle dotarło do niego, co się dzieje. Chwycił ją za ręce. – Nie musisz wyjeżdżać. Mamy już scenariusz i teraz wszystko będzie dobrze. – Puścił jej dłonie i zaczął krążyć po pokoju. – Siedzę w tym biznesie od dwudziestu lat i potrafię poznać, czy ktoś ma talent. Twój tekst jest pełen oklepanych motywów, ale nie martw się, każdy scenariusz na początku tak wygląda. Bardzo pomysłowo rozwiązałaś tę scenę na jachcie…

– Selden, ja nie… – zaczęła Janey.

– Potrafisz, potrafisz, kochana. – Wyciągnął do niej ręce. – Nie rozumiesz? Pomogę ci. Napiszesz pierwszą wersję, a potem znajdziemy kogoś, kto nad nią popracuje. Oczywiście prawa do twojej pracy należą do Paradom, ale to nie problem, odkąd George tam rządzi. Jest mi coś winien, stary skurwiel…

Janey wzdrygnęła się, nie wiedząc, co Selden chce przez to powiedzieć. Widząc to, Selden spojrzał na nią uważnie.

– Rozumiem. – Pokiwał głową. – Masz do mnie pretensję, bo ci nie wierzyłem. Ale to nie było tak – powiedział żałosnym tonem. – Chciałem uwierzyć, że napisałaś ten scenariusz, ale bardzo się bałem, że to jednak nieprawda. Wiem, jak się czułaś… Na pewno byłaś na mnie wściekła. Proszę cię tylko, nie mów, że przestałaś mnie kochać. Nie teraz, kiedy dostaliśmy drugą szansę…

Janey nie mogła uwierzyć we własnego pecha. W takim momencie, kiedy nareszcie mogła uciec…