– Nie rozumiesz, najdroższa? – zapytał Selden. – Będziesz mogła nawet wyprodukować swój film…
Janey wsparła się ciężko o toaletkę. Chciała, żeby Selden sobie poszedł. Przeszkadzał jej zebrać myśli. Jego propozycja była obietnicą wszystkiego, czego zawsze pragnęła, ale jednak bała się… A jeśli skończy scenariusz, a on się dowie, że to wszystko prawda? Czy znowu będzie musiała znosić te same obrzydliwe upokorzenia co w zeszłym miesiącu? Nigdy.
– Nie… – jęknęła w odruchu samoobronnym.
Selden zamarł.
– Co to ma znaczyć? – zapytał.
– Muszę się zastanowić… – wyszeptała, kładąc drżącą dłoń na perłach. Gdyby tylko mogła wyznać mu prawdę, gdyby mogła mu zaufać… Selden nie dał jej czasu do namysłu. Jego następne słowa przedstawiły całą sprawę w przerażająco jednoznaczny sposób.
– Obawiam się, że nie masz wielkiego wyboru – oznajmił chłodno. – Dwa tygodnie temu Victor Matrick poinformował mnie, że muszę wybierać: żona albo praca. Naturalnie stanąłem w twojej obronie, przekonywałem, że napisałaś scenariusz, ale to nic nie dało. Victor nie cofnął ultimatum i teraz twój scenariusz to nasza jedyna szansa. Wiem, że nie chciałabyś, żebym stracił posadę. Nie po to pracowałem przez dwadzieścia lat…
Janey zatkało. Poczuła przenikliwe zimno, jakby cała krew odpłynęła z jej ciała. Była bliska torsji. Instynkt nakazywał uciekać jak najdalej od tej podłej kreatury, która nazywała siebie jej mężem. Ten odruch był przemożny, wiedziała jednak, że musi się opanować, mówić i zachowywać spokojnie. Stał przed nią Selden Rose, którego nie znała (mówiąc szczerze, czy znała go kiedykolwiek?). Nie potrafiła przewidzieć, do czego mógłby być zdolny.
– Nie musisz wybierać – powiedziała drżącym głosem. – Mam inne plany… – Oparła się łokciem. o komódkę. Nagle przypomniała sobie o zaproszeniu na bankiet „Vanity Fair" leżącym u jej stóp. Musiała podnieść je tak, żeby Selden nie zauważył.
– Inne plany? – zapytał Selden, wciągając głowę w ramiona jak wystraszony żółw chowający się w skorupie. – Jakie?
Janey odgarnęła włosy w czoła. Teraz należało go uspokoić, może nawet obiecać, że niedługo wróci…
– Mam dobre wieści – powiedziała, zdejmując perły z szyi i odkładając je do pudełka. Zachowywała się spokojnie, jakby nigdy nic. – Moja siostra w końcu zaszła w ciążę. Przeprowadzili się z Diggerem do Malibu, a Patty poprosiła mnie, żebym do nich przyjechała. Natychmiast.
Była to półprawda z rodzaju tych, które Janey często stosowała. Jeśli tylko Selden nie zadzwoni teraz z gratulacjami do Patty, to może się udać… Jego mina świadczyła o tym, że uwierzył…
– Po co ta panika? – Uśmiechnął się pobłażliwie, podchodząc do Janey. – Ciąża nie trwa dwa dni… Zdążysz pojechać do Patty. Pojedziemy do nich razem, kiedy tylko załatwimy tę sprawę…
Na twarzy Janey odbiło się rozczarowanie, którego nie potrafiła ukryć. Zauważywszy jej minę, Selden dodał:
– Chyba, że…
– Że co? – Janey nie odrywała oczu od pudełka z perłami trzymanego w rękach.
– Że tu wcale nie chodzi o Patty.
– A niby o kogo? – Zmarszczyła ze złością brwi. W tym momencie, nie mogąc się dłużej powstrzymać, odruchowo spojrzała na zaproszenie leżące na podłodze.
Selden też je dostrzegł i zanim Janey zdążyła się schylić, porwał je jej sprzed nosa.
Nie mówiąc ani słowa, przeczytał wytłoczony tytuł, a następnie otworzył bilet.
Na jego twarzy początkowo odbiło się niezrozumienie. Wodził zdezorientowanym wzrokiem od zaproszenia do Janey i z powrotem. Janey myślała tylko o tym, że musi je odzyskać, bo stało tam wyraźnie, że wejście na bankiet „Vanity Fair" jest możliwe wyłącznie za okazaniem zaproszenia. Gdyby Selden teraz je podarł albo wyrzucił przez okno, nie zdążyłaby wyrobić następnego, a jej życie ległoby w gruzach. To zaproszenie było jej jedyną szansą na przyszłość. Patrząc na Seldena, poczuła, jak szarpie nią gniew, gniew małej dziewczynki, która nienawidzi starszego brata znęcającego się nad nią. Życzyła mu śmierci – sama chętnie by go zabiła…
– Oddaj mi to! – wrzasnęła.
Selden cofnął się o krok, unosząc wysoko jej zaproszenie, które trzymał w dwóch palcach, jak prokurator demonstrujący ławie przysięgłych narzędzie zbrodni.
– Zaproszenie? – spytał ostrym tonem.
– No to co?
– Przyjęcie jest dla ciebie ważniejsze niż małżeństwo? – krzyknął groźnie.
– I co z tego? – parsknęła Janey. – Dla ciebie praca była ważniejsza ode mnie…
W oczach Seldena przez moment zapłonęła wściekłość tak szaleńcza, że Janey aż krzyknęła ze strachu. Jednak już po chwili jego gniew zgasł, jak gdyby Selden nagle zrozumiał, że Janey powiedziała prawdę. Z rozdzierającym jękiem rozpaczy złapał się za głowę i osunął na kanapę niczym kukiełka, której przecięto sznurki.
– Zaproszenie… – szepnął żałośnie, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Zaproszenie na przyjęcie. Nic tylko przyjęcia…
Janey patrzyła na niego bez słowa.
Selden podniósł głowę i spojrzał na nią oczami pełnymi łez.
– Każdy mi mówił, że powinienem z tobą skończyć. Ale ja nie chciałem. Kochałem cię mimo wszystko…
– Kłamiesz – zasyczała. A potem podeszła do niego, wyciągając rękę.
Nie zrozumiał od razu. Myślał, że może miał to być jakiś gest pojednania. Ale kiedy zobaczył, że Janey nie patrzy na niego, lecz na zaproszenie w jego dłoni, że tylko to ją interesuje, westchnął głęboko i dał jej tę jedyną rzecz, której od niego chciała.
A Janey ją wzięła.
Ten jeden mały gest uświadomił Seldenowi, że mylił się co do niej. Nie kochała go ani przez chwilę. Janey należała do osób, które nigdy nie są zadowolone z tego, co już mają, a Selden był dla niej niewątpliwie tylko szczeblem w karierze. Gdyby go kochała, nie uciekałaby od niego… Stanęłaby po jego stronie i dokończyła scenariusz, tak jak prosił. To miał być sprawdzian, a ona go nie zdała…
Na tę myśl zaczęła budzić się w nim wola walki. Z dna rozpaczy odezwała się zraniona duma. Do głosu doszła wreszcie zarozumiała męska próżność. Selden zrozumiał w tym momencie, że rację mieli wszyscy ci, którzy nazywali Janey kurwą. Dobrze więc, że znika z jego życia. Zrozumiał też w końcu, że tym, co odróżnia go od Janey, jest miara szacunku do samego siebie. Ta ostatnia myśl przyniosła mu wreszcie ulgę.
– Zatem między nami wszystko skończone? – zapytał, a raczej stwierdził, tonem tak ostatecznym, że Janey odwróciła się i spojrzała na niego. Małżeństwo pozostaje małżeństwem; bez względu na to, jak straszne były przewinienia małżonków, nic nie zmieni faktu, że kiedyś publicznie wyznali sobie miłość. Nagle Janey opadły wątpliwości, jakby stwierdzenie Seldena zachwiało jej pewnością, że tego właśnie chce. Zawahała się przez chwilę. Czy naprawdę było już za późno? Czy nie lepiej byłoby wrócić do niego i samej podrzeć to zaproszenie, przytulić się i przyznać do pomyłki?
Ale kiedy tylko przesunęła wzrokiem po jego twarzy, poczuła, że się dusi. Jeśli wróci do Seldena, to tym samym skaże się na niego, a wiedziała dobrze, że sam Selden nigdy jej nie wystarczy. Przy nim nigdy nie będzie sobą, a on zawsze będzie ją skrycie oceniać. Był żałosny i słaby, a do tego już raz niemal ją sprzedał i na pewno nie cofnie się przed tym w przyszłości…
Głosem tak lodowatym, że zmroził ją samą, Janey wycedziła:
– Między nami skończone już od dawna, Selden.
Pieczołowicie ułożyła zaproszenie w swoim pudełku z klejnotami. Obejrzała się jeszcze przez ramię; Selden dalej siedział na kanapie, patrząc bezmyślnie przed siebie. Zezłościło ją to: skoro już po wszystkim, mógłby wyjść, żeby mogła w spokoju dokończyć pakowanie. Czy on nie widzi, że jej przeszkadza?
Zatrzasnęła pudełko wyłożone aksamitem i włożyła je do małej, podręcznej walizeczki. Jej wzrok padł na różowe kartki rozłożone na łóżku. Jej scenariusz. Targnęła nią nagła wściekłość. Chwyciła papiery, chcąc porwać je na strzępy.
Coś ją jednak powstrzymało. Wygładziła pomięte strony i włożyła je do walizki.
Rozdział 18
Co podać? – zapytała stewardesa, przystanąwszy w przejściu pomiędzy fotelami. – Szampana? Sok pomarańczowy? Czy może coś innego?
Janey już miała poprosić o szampana, lecz powstrzymała się.
– Tylko wodę – powiedziała.
Stewardesa, zamiast szybko oddalić się po zamówiony napój, pochyliła się ponad pustymi siedzeniami w jej stronę.
– Od razu panią poznałam – szepnęła, porozumiewawczo zniżając głos. – Proszę się nie martwić – dodała, rozglądając się, jakby z półek pod sufitem mieli zaraz wyskoczyć fotoreporterzy – dopilnuję, żeby nikt pani nie niepokoił…
– Dziękuję – odparła Janey obojętnym tonem.
Zapięła pas i z głębokim westchnieniem oparła głowę na zagłówku.
Ledwo zdążyła na samolot; stewardesa powiedziała, że wszyscy pasażerowie już weszli na pokład. Biegnąc do okienka odprawy, denerwowała się, że jej miejsce sprzedano komuś innemu. Niepotrzebnie się jednak martwiła: pierwsza klasa wcale nie była zapełniona tak, jak to sobie wyobrażała, a dwa miejsca obok niej były nawet wolne. Zapewne większość gości zaproszonych na rozdanie nagród Akademii poleciała do Los Angeles wcześniej, żeby pokazać się na przyjęciach poprzedzających galę. Janey postanowiła nie przejmować się tym i obiecała sobie, że wybierze się na te imprezy w przyszłym roku, kiedy będzie mieć więcej czasu, żeby się przygotować. Obecna sytuacja także miała swoje plusy: pojawienie się Janey na kolacji „Vanity Fair" będzie całkowitym zaskoczeniem, a w Nowym Jorku wszystkim opadną szczęki, kiedy rano przeczytają o tym w gazetach…
– Proszę, woda dla pani. – Stewardesa z uśmiechem podała Janey szklankę opatrzoną logo American Airlines (prawdziwą szklankę, w końcu leciała pierwszą klasą). Widok tego znaku poprawił Janey humor.
– Dziękuję – powiedziała uprzejmie.
Umoczyła usta w wodzie i ostrożnie postawiła szklankę na podstawce wmontowanej w poręcz fotela. Wolałaby szampana, ale bała się, że podróż samolotem w połączeniu z alkoholem sprawią, że spuchnie jej twarz, a jutro musiała wyglądać idealnie. Jej urody nie mogło popsuć nic, bo jutrzejszy wieczór był teraz jej jedyną szansą…
"Za wszelką cenę" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za wszelką cenę". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za wszelką cenę" друзьям в соцсетях.