W głowie Janey zaczął wyć alarm.
– To obrzydliwe, że firma może bezkarnie wymuszać coś takiego na pracownikach – powiedziała Dodo. – Wiele to mówi o współczesnym amerykańskim biznesie… Moim zdaniem masz już Seldena z głowy. To samo powiedziałam Markowi. – Dodo zakończyła wypowiedź uśmiechem pełnym współczucia.
Janey opadła na oparcie fotela zupełnie oszołomiona.
– Możesz mi wierzyć – zapewniła – że wyglądało to zupełnie inaczej. Selden błagał, żebym z nim została…
– Nieważne, mam nadzieję, że nie popuścisz skurwielowi! – warknęła Dodo zajadle.
– Nigdy w życiu. – Janey pokręciła głową. Gdyby tylko Dodo już sobie poszła… Nie mogła zebrać przy niej myśli… Widząc przechodzącą stewardesę, Janey spojrzała na nią błagalnie. Kobieta momentalnie zrozumiała, o co chodzi.
– Przepraszam panią – powiedziała, pochylając się nad Dodo – ale niedługo lądujemy. Musi pani wrócić na swoje miejsce, jeśli nie siedzi pani w pierwszej klasie…
Dodo wstała i zniknęła za niebieską zasłoną oddzielającą przedziały klasy pierwszej i biznesowej, zdążywszy jeszcze wściekłym spojrzeniem dać stewardesie do zrozumienia, co o niej myśli.
Jasna cholera! I po co mi to było, pomyślała Janey. Kiedy tylko samolot wyląduje, Dodo zabierze się do rozpowszechniania całej historii, oczywiście wzbogaconej informacją, że osobiście usłyszała o wszystkim od samej Janey w samolocie. Dowie się o tym zarówno Nowy Jork, jak i Los Angeles, ale do publicznej wiadomości znów trafi nieprawdziwa wersja wydarzeń, bo jeśli chodzi o Janey, to była ona zdania, że to nie Selden rozstał się z nią, tylko ona z nim. Teraz jednak, kiedy wyjechała z Nowego Jorku, wszyscy oczywiście pomyślą, że Selden rzucił ją, żeby nie stracić pracy. I jak ona będzie wyglądać? Są ludzie, którzy mają więcej szacunku dla swoich psów…
Cóż, pomyślała gorzko, jeszcze jedna fałszywa opinia na jej temat, którą przyszłość będzie musiała skorygować, ale teraz przynajmniej istniała szansa zapewnienia sobie tej przyszłości. Już jutro wieczorem na przyjęciu „Vanity Fair" Janey zabierze się do dzieła. Wyciągnęła swoją walizeczkę spod siedzenia i położywszy ją na fotelu obok, nacisnęła zamek.
Pudełko leżało na samym wierzchu. Jakby szukając potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze, Janey wyjęła z niego swoje zaproszenie. Nawet jeden róg nie był zagięty; bilecik wyglądał jak spod igły. Janey obiecała sobie, że nigdy go nie wyrzuci. Kiedy już będzie po bankiecie, zachowa to zaproszenie na całe życie, jak talizman, którym przecież faktycznie było.
Janey widziała w tym zaproszeniu zrządzenie boskiej opatrzności, ponieważ dzień, w którym je otrzymała, był dla niej dniem najczarniejszej rozpaczy. Poranny „New York Post" krzyczał nagłówkami: MODELOWA PROSTYTUTKA BEZ PRACY! – a artykuł z pierwszej strony donosił, że firma Victoria's Secret nie przedłuży kontraktu z Janey Wilcox. Jej miejsce zajął młodszy i widać mniej kontrowersyjny prototyp: hoża dwudziestodwulatka rodem ze środkowego zachodu. Ale to i tak było nic w porównaniu z komentarzem, który wygłosił na ten temat rzecznik Janey, Jerry Grabaw.
– Janey bardzo podobała się praca w Victoria's Secret, ale chyba już czas poświęcić się innym projektom – oświadczył i dodał: – Janey Wilcox to twarda zawodniczka.
Można było się spodziewać, że firma nie przedłuży kontraktu. Janey prawie się już z tym pogodziła, ale ostatnie słowa Jerry'ego ją dobiły. Twarda zawodniczka! Nie znosiła tego wyrażenia. Twardy zawodnik to ktoś, kto pnie się w górę mozolnie, walcząc o każdy szczebel, ktoś, kto zawsze jest na granicy porażki. Nie takie było jej mniemanie o sobie. Od chwili zejścia z jachtu Raszida Janey uważała się za zwyciężczynię. A zwycięzca w istotny sposób różni się od twardziela. Dla niego sukces jest czymś naturalnym. Z jakiegoś powodu przecież każdy chciałby poznać zwycięzcę, podczas gdy twardzi zawodnicy nie interesują nikogo…
To jedno określenie doprowadziło Janey do takiej furii, że zdecydowała się pójść do George'a i w końcu wyłożyć karty na stół. Spotkanie co prawda nie przebiegło zgodnie z jej planem, jednak trudno było się temu dziwić: George lubił udawać wszechpotężnego, ale kiedy przychodziło co do czego, okazywał się kompletnie nieprzydatny, tak jak Selden. Janey pluła sobie w brodę, że nie zrozumiała tego wcześniej, zanim poświęciła się i zrobiła mu dobrze. Praktycznie rzecz biorąc, facet był impotentem: dobre dziesięć minut zajęło jej doprowadzenie jego sflaczałego członka do stanu choćby trochę przypominającego erekcję…
Janey wróciła od George'a przygnębiona jak nigdy. Usiadła, zrobiła sobie drinka i pogrążyła się w czarnych myślach. Wpadła w taką depresję, że ni stąd, ni zowąd przyszło jej do głowy samobójstwo. I w tej właśnie chwili usłyszała dzwonek z recepcji…
Zaproszenie doręczył specjalny kurier wysłany z biura samego redaktora naczelnego „Vanity Fair". Janey nie była do końca zaskoczona, choć spadło to na nią całkiem niespodziewanie. Ani przez chwilę nie przestała wierzyć, że wydarzy się coś wielkiego, że jakimś cudem zostanie uratowana z tej opresji – zawsze tak było w jej życiu i teraz także musiało się to powtórzyć. Zastanawiała się co prawda, kiedy już rozdarła kopertę i zobaczyła, co w niej było, dlaczego ten zaszczyt spotyka osobę, do której nie przyznaje się połowa Nowego Jorku. Jednak bardzo szybko wyjaśniła sobie tę zagadkę: redaktorzy „Vanity Fair" po prostu wiedzą, że Janey jest gwiazdą i być może planują duży artykuł na jej temat. Możliwe nawet, że umieszczą jej zdjęcie na okładce. Czemu nie? Przecież dla wszystkich chyba jest już jasne, że ludzie pożerają wszelkie informacje o Janey Wilcox…
Tego popołudnia życie powróciło na właściwe tory i wszystko byłoby jak najlepiej, gdyby nie ta scysja z Seldenem.
Janey zdawała sobie sprawę, że do tej pory nie odczuła z pełną mocą bólu rozstania. Czekał ją jeszcze kryzys z tego powodu, lecz na razie musiała być twarda i nie ulegać emocjom. Na łzy zawsze będzie czas, mnóstwo czasu, a w tym momencie sytuację z Seldenem należało jakimś sposobem obrócić na własną korzyść.
Westchnęła, wyglądając przez okno samolotu. Przychodziło jej do głowy wiele pomysłów, lecz nagle zrozumiała, że być może wcale nie będzie musiała kłamać. Przecież przed chwilą na przykładzie Dodo Blanchette przekonała się, jakie wrażenie jej historia robi na ludziach. Skoro Dodo była oburzona zdradzieckim postępkiem Seldena, to całkiem możliwe, że tak samo myślą inni. Można rozgłosić, że Selden Rose był jedyną miłością Janey, że jest zdruzgotana tym, jak ją potraktował. Może udawać zrozpaczoną, czemu nie? Świetny pomysł; nie ma takiego faceta, który by nie poleciał na starą śpiewkę o pięknej kobiecie, niesłusznie oczernionej.
A przede wszystkim Janey miała teraz dowód: scenariusz bezpiecznie schowany w walizce. Co prawda nie był to najlepszy dowód z możliwych. Jego treść była stanowczo zbyt wybuchowa, aby można go było pokazać komukolwiek – Janey płonęła ze wstydu na samą myśl o tym, co tam napisała. Tym bardziej było jej szkoda, kiedy przypominała sobie, że Selden dostrzegł w nim jakieś zalety. Takie już moje szczęście, pomyślała z goryczą, mam jedną jedyną szansę ratunku i nie mogę z niej skorzystać…
Znów dobiegł ją głos Comstocka Dibble'a, tym razem skarżącego się stewardesie, że dostał zwietrzałego szampana. Nagle przyszedł jej do głowy przerażająco śmiały pomysł. Przez chwilę bała się, czując szaleńcze bicie serca, że nie starczy jej odwagi. Szybko jednak ochłonęła. Właściwie czemu nie? Czy nie do takich wniosków doszła w Paryżu, tego dnia, kiedy dowiedziała się o pierwszym artykule w „New York Post"? Tak wtedy myślała: jeśli ktoś nie może pogodzić się ze swoją przeszłością, to nigdy nie ułoży sobie przyszłości.
Włożyła palec do ust. Nie chciała przez całe życie naprawiać błędów młodości, a udawanie, że nic nie zaszło, także nie zdawało egzaminu. Janey nie zdobyła tego, czego pragnęła, a chcąc być naprawdę szczerą wobec samej siebie, musiała przyznać, że nie zdobyła właściwie niczego. Po raz kolejny powróciła do punktu wyjścia: była bez pracy, bez pieniędzy (oprócz tych odłożonych w banku) i bez mężczyzny. Do tego jeszcze musiała walczyć o swoją reputację, a jej jedyną bronią była uroda…
Zadrżała na myśl, że za trzy miesiące skończy trzydzieści trzy lata, a za kilka lat dobiegnie czterdziestki. Co zrobi, jeśli w jej życiu do tej pory nie zajdzie żadna zmiana? Jeśli stanie się jak te kobiety, które nigdy do niczego nie doszły i w wieku czterdziestu lat nie mają ani męża, ani kariery? Janey nieraz widywała je na przyjęciach. Pamiętała ich wymuszony śmiech i ciuchy, które pasują dziewczynom nie starszym niż dwadzieścia pięć lat. Pamiętała też dobrze, że pomimo wszystkich tych starań nie oglądał się za nimi nikt, nawet taki robak jak Comstock Dibble…
Nie! O mało co nie krzyknęła na głos. Nie mogła pozwolić, żeby ją to spotkało. Musiała teraz zaryzykować, bo przez całe życie unikała właśnie tego – ryzyka. Zawsze szła po linii najmniejszego oporu, bo bała się, że sobie nie poradzi albo że się nie nadaje. Ten strach rzucił ją w ramiona Seldena i ten sam strach zaprowadził ją do George'a, z opłakanym zresztą skutkiem. Czy to naprawdę aż takie ważne, że ludzie poznają jej prawdziwą przeszłość? Już i tak publicznie nazwano ją prostytutką – czy może ją spotkać coś gorszego? A przecież zniosła to, bo była twarda…
No i proszę, znów to samo. Twarda zawodniczka. Chociaż z drugiej strony może to wcale nie było takie złe określenie? Może jest tak, że to właśnie twardzi zawodnicy wyrastają na zwycięzców…
Janey wstała i ruszyła w kierunku dziobu samolotu.
– Witaj, Comstock. – Słowa przeszły jej przez gardło bez wysiłku, jakby nigdy nic między nimi nie zaszło.
Dibble podniósł wzrok zirytowany, że mu się przeszkadza, a kiedy poznał Janey, w powietrzu powiało chłodem.
– Czego chcesz? – warknął.
Janey pochyliła się lekko w jego stronę.
– Nie uważasz, że obojgu nam wyjdzie na dobre, jeśli zobaczą, że rozmawiamy ze sobą?
"Za wszelką cenę" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za wszelką cenę". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za wszelką cenę" друзьям в соцсетях.