Magnus ku swemu rozdrażnieniu zauważył, że Maria w rozmowie z nim używa dość oficjalnego tonu. Oczywiście miała powody, bo w rzeczy samej zapomniał się i dał się wciągnąć w dość płomienny flirt. W kółko powtarzał w myślach słowa przeprosin, ale ciągle nie brzmiały dostatecznie przekonująco. Przygaszony czekał na okazję, by porozmawiać z dziewczyną.

Wreszcie nadarzyła się sposobność. Maria stała sama w drzwiach i wpatrywała się w gęstniejącą śnieżycę. Na dźwięk jego kroków odwróciła głowę.

– Zdaje się, że zaczęła się zima – powiedziała bezbarwnie.

– Tak, Mario… – zaczął i poczuł, jak oblewa go pot.

– Tak? – popatrzyła na niego chłodno. W tej chwili była księżniczką w każdym calu, dumną i wyniosłą.

Magnus głośno przełknął ślinę.

– Mario, wczoraj wieczorem zachowałem się jak głupiec…

– To prawda.

Nie ułatwiała mu bynajmniej zadania.

– Mario, to nie miało żadnego znaczenia.

Jej spojrzenie było lodowato zimne.

– Ale teraz już wiem… – jąkał dalej – że nasze małżeństwo musi się opierać na miłości. Prawdziwej miłości. Kiedy wziąłem na kolana tamtą dziewczynę, tak naprawdę myślałem wtedy o tobie. Usiłowałem sobie wyobrazić, że to ciebie trzymam w ramionach… Widziałem twą twarz i wmawiałem sobie, że całuję ciebie. Może brzmi to bezsensownie, ale tak było. Spróbuj mnie zrozumieć, Mario.

Spuściła wzrok i pokiwała głową.

Endre podszedł do nich cicho. Maria zerknęła w jego stronę, a potem długo wpatrywała się w Magnusa. Wreszcie oddaliła się bez słowa, przesuwając dłoń po relingu, Endre popatrzył za nią. Spojrzenie, jakim obdarzyła Magnusa, przepełnione było miłością równie silną jak wcześniej, tyle że zabarwione smutkiem.

Magnus nie ruszył się z miejsca, błądząc wzrokiem po pokładzie.

– Widzę, że z nią rozmawiałeś? – stwierdził krótko Endre. – Wygląda, że dobrze ci poszło.

– Mam nadzieję – odpowiedział Magnus, odwracając się na pięcie.

– Ona potrafi ci wiele wybaczyć – mówił Endre, nie odrywając oczu od dziewczyny. – Cieszyłbym się, byś okazał się godny jej miłości.

Magnus wyprostował się.

– Próbuję. A przy okazji, skoro już zacząłem się kajać, chciałbym przeprosić również ciebie. Nie mam prawa wtrącać się do twego życia osobistego. Ale teraz pytam cię szczerze i bez ironii: Czy zakochałeś się w Marii?

Endre nie spuszczał wzroku ze swych dłoni spoczywających na relingu.

– Nie mam ani prawa, ani obowiązku ci odpowiadać. Nie powinieneś mnie pytać o takie sprawy, Magnusie.

– Masz rację – rzekł Magnus cicho, pochylając głowę. Potem jednak podniósł wzrok i położył rękę na dłoni Endrego. – Wybacz, przyjacielu. Zachowałem się jak prostak. Obiecuję, że to się nie powtórzy.

Endre uśmiechnął się ciepło.

– Wiem – powiedział.

Tyle dobroci jest w tym chłopaku, pomyślał patrząc na Magnusa. A równocześnie tyle słabości; z którymi powinien walczyć. Ciekaw jestem, która strona jego osobowości w końcu zwycięży.

Nagle zobaczyli nadbiegającą Marię.

– Co się stało? Zobaczyłaś diabła? – zażartował Magnus.

– Prawie – jęknęła dziewczyna. – Na pokładzie jest najbliższy pomocnik von Litzena. Na szczęście mnie nie zauważył. I co teraz?

Magnus zmarszczył czoło.

– A co on tu robi? Był sam?

– Rozmawiał z kilkoma Duńczykami, ale nie wiem, czy podróżują razem.

– Prawdopodobnie to ci, którzy zajęli kajutę po hrabinie – domyślił się Magnus. – Musisz trzymać się od nich z daleka. Rzeczywiście, trafiliśmy z deszczu pod rynnę! Czy te kłopoty nigdy się nie skończą? Opisz mi, jak wygląda ten urzędnik Rzucę na niego okiem.

– O, z pewnością nie raz go widziałeś. Wysoki, szczupły, ma jasne włosy i okropne oczy. To właśnie na niego owego feralnego dnia rzucił się ojciec Endrego i ten drugi chłop…

Maria spostrzegła, że na wspomnienie śmierci ojca dłonie Endrego zaciskają się mocno na relingu. Szybko chwyciła go za rękę, podniosła ją do policzka i przytuliła. Na sekundę skrzyżowały się ich spojrzenia. W oczach młodzieńca dostrzegła dziwny błysk.

Magnus patrzył na nich nieobecny duchem.

– Tak, wydaje mi się, że go pamiętam. Rozejrzę się.

Kiedy Magnus odszedł, stali w milczeniu, przypatrując się spienionym, wzburzonym falom.

– Endre – odezwała się cicho dziewczyna. – W nocy w mojej komnacie przeszedłeś samego siebie.

Naprawdę? A co ja takiego zrobiłem?

– Nazwałeś mnie moim imieniem. Endre drgnął.

– Jeśli coś takiego miało miejsce, szczerze ubolewam, wasza wysokość. Winę należy przypisać wyjątkowości chwili.

Maria odwróciła się do niego i powiedziała z powagą:

– Wydało mi się to takie naturalne, że chciałabym, byś się już zawsze tak do mnie zwracał.

Endre stał przez dłuższą chwilę w milczeniu, a mięśnie na jego twarzy drgały ledwie widocznie. W końcu odpowiedział cicho:

– Dziękuję, księżniczko! Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jaki to dla mnie zaszczyt. Ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałbym nic nie zmieniać.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– Z czysto praktycznych względów. Po pierwsze, mogłoby to wywołać niesnaski między mną a Magnusem…

– Na pewno nie.

– Nie rozumiesz tego, pani. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego wolałbym zachować między nami pewien dystans. Oczywiście za twoim, pani, przyzwoleniem.

Westchnęła.

– Nic z tego nie pojmuję. Zrobisz, jak będziesz uważał. Drugi raz cię nie poproszę.

Ogarnęła go rozpacz.

– Mario! – zawołał i urwał gwałtownie, rumieniąc się po czubek głowy.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– No widzisz! Wydusiłeś to w końcu z siebie. Teraz już będziesz musiał zwracać się tak do mnie zawsze.

Na szczęście wrócił Magnus, wybawiając Endrego z opresji.

– Widziałem go. Obawiam się, że jego obecność może okazać się dla nas groźna. Chociaż… Maria wyrosła i zmieniła się trochę, może więc jej nie pozna.

– No cóż, pozostaje nam się łudzić nadzieją – rzekł Endre bez przekonania.

Magnus zwrócił się nagle do przyjaciela.

– Powiedz, co właściwie robiłeś wczorajszej nocy w mieście? Za pierwszym razem, bo o ten drugi raz nie muszę pytać.

– Dlaczego? – wtrąciła się Maria.

Magnus wzruszył ramionami.

– Powiedziałem mu coś głupiego, więc domyślam się, że wybiegł ostudzić nieco swe emocje. Prawdziwe szczęście, że tak się stało, bo inaczej wszyscy bylibyśmy straceni. A propos, przyjacielu, sądzę, że się domyślasz, jak bardzo jestem ci wdzięczny.

– Ja także – mruknęła Maria. – Ale, Magnusie, co mu właściwie powiedziałeś?

Ująwszy ją pod brodę, popatrzył na nią przekornie.

– O, tego się wasza wysokość nigdy nie dowie. Nie zdradzę tej tajemnicy za żadne skarby.

Jego słowa rozbudziły ciekawość księżniczki.

– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, Endre – powtórzył Magnus.

Endre złapał oddech. Był dość blady i wyglądał na zmęczonego. Ciekawe, im dłużej księżniczka go znała, im bliżej poznawała, tym bardziej pociągająca wydawała się jej jego twarz. Na początku właściwie w ogóle mu się nie przyglądała, interesował ją tylko Magnus. Ale teraz znała już każdy rys twarzy ukochanego, gdy tymczasem w obliczu Endrego odkrywała coraz to nowe elementy. Ciemne, szeroko rozstawione oczy, pogodne czoło, na które opadały czarne loki. Wystające kości policzkowe i nos nie przypominający w niczym perkatego nosa Magnusa. Usta trochę szerokie, ale bardzo męskie, skrywające dwa rzędy śnieżnobiałych zębów…

Jaki on przystojny! Może nie urodziwy, ale jest w nim jakieś wewnętrzne piękno…

Pochłonięta własnymi myślami, prawie nie słyszała rozmowy przyjaciół.

– Wyszedłem, żeby się zorientować, jaki jest stosunek bergeńczyków do króla Christiana. Ale nic nie wskórałem, bo tutejsi mieszkańcy są mu szczerze oddani. Z tej strony więc nie uzyskamy poparcia. Po pierwsze, w Bergen przeważają mieszczanie, którzy mają powody, by popierać Christiana, a po drugie, ponieważ z tego miasta wywodzi się ukochana żona króla, władca ten jest tu wszystkim szczególnie bliski.


Statek posuwał się na południe wolno, zbyt wolno. Najpierw zatrzymała go cisza morska, co bardzo martwiło kapitana z uwagi na późną porę roku, a potem rozszalała się zamieć śnieżna i opóźnienie dodatkowo wzrosło. Zupełnie nie można było wychodzić na pokład. Zresztą trójka uciekinierów i tak większość czasu spędzała w kajucie w obawie przed spotkaniem z pomocnikiem von Litzena. Endre zamocował nad łóżkiem Marii coś w rodzaju zasłony. Obserwowała go przy tej pracy i powiedziała wzruszona:

– Wiesz, Endre, taka jestem ci wdzięczna.

– Każdej młodej kobiecie przysługuje odrobina prywatności – rzekł, zmagając się z niesfornym kawałkiem tkaniny.

– Skąd tyle wiesz o kobietach? – uśmiechnęła się zdumiona.

– Mam siedem sióstr i czterech braci. W takich warunkach człowiek się uczy życia.

– Rozumiem – odpowiedziała Maria.

– A ty? Nigdy nie opowiadałaś o swej rodzinie. – Endre zszedł na dół i przysiadłszy na jej koi, podziwiał swoje dzieło. – Często wspominasz ojca, o matce nigdy nie mówisz.

Maria usiadła obok niego.

– Nie mam matki. Umarła przed wielu laty, przy porodzie dziesiątego dziecka. Potem ojciec miał wiele kochanek, ale nigdy nie ożenił się ponownie. Między innymi z tego powodu wysłano mnie do ciotki Izabelli. Jestem najmłodszą spośród córek i nie było komu zająć się moim wychowaniem.

Endre popatrzył na nią zamyślony.

– Wybacz, księżniczko, że pytam o sprawy, które mnie nie dotyczą, ale odnoszę wrażenie, iż w swym życiu nie zaznałaś wiele ciepła. Wychowałaś się bez matki, a ciotka Izabella wydaje się dość… trudna, a na domiar złego ten von Litzen. Czy ktoś kiedyś darzył cię miłością?

Maria nie chciała się zdradzić przed Endrem, jak bardzo czułej dotknął struny, ale on pewnie i tak to rozumiał. Zamyśliła się. Lucia, niemiecka arystokratka, która należała do grona dam dworu i pozostała przy niej również po jej ślubie z von Litzenem, była dla niej dobra, tyle że bardzo powierzchowna i pusta. Guri zawsze odnosiła się do Marii przyjaźnie, ale obciążona licznymi obowiązkami miała tak mało czasu. A Magnus? Westchnęła i popatrzyła z czułością na Endrego.