– Tak – odpowiedziała na jego pytanie. – Jednak nikt nie odnosił się do mnie z tak szczerym oddaniem jak ty. Och, Endre, nie zostawiaj mnie nigdy samej! Obiecaj, że zawsze będziesz blisko!
– No, zawsze to chyba byłaby przesada – roześmiał się przyjaźnie. – Myślę, że kiedy pobierzecie się z Magnusem, raz po raz zechcecie być tylko we dwoje…
– Oczywiście – mruknęła, spuszczając wzrok. – Ech, żartujesz sobie ze mnie, gdy ja tymczasem mówiłam całkiem poważnie.
– Być może obawiam się, że sam mógłbym nieopatrznie wyznać ci coś poważnego – odrzekł Endre.
Coraz trudniej było im spędzać całe dnie w ciasnej kajucie. Pewnego razu Maria zwróciła się do Endrego z prośbą, by pozwolił jej pójść do mesy przeznaczonej dla załogi, gdzie podawano posiłki i różne napoje. Endre zwlekał z odpowiedzią, bo uważał, że nie jest to miejsce odpowiednie dla kobiet. Z drugiej strony rozumiał, że dziewczyna może mieć dość brudnego pomieszczenia, w którym jedyne oświetlenie stanowiła bujająca się lampa, zawieszona na belce pod sufitem.
Przystał więc na jej prośbę, ale nie puścił jej samej. Z duszą na ramieniu towarzyszył Marii. W mesie uderzył ich ostry zaduch. W oświetlonym jasno pomieszczeniu panował spory tłok. Większość obecnych stanowili mężczyźni, a nieliczne kobiety mogły się poszczycić raczej dość wątpliwą reputacją. Endre wszedł pierwszy i torował księżniczce drogę do wolnego stolika, stojącego przy ławie umocowanej na stałe pod ścianą. Maria, której obrzydł już ich niezbyt wyszukany wikt, uznała, że zapach pieczeni jest po prostu cudowny. Endre zamówił do tego wino.
Delektując się tym w gruncie rzeczy prostym, a do tego przesolonym daniem, nie zwracali baczniejszej uwagi na otoczenie. Po winie Maria wyraźnie się ożywiła, jej policzki pokryły się rumieńcami, a Endre z podziwem wpatrywał się w pełne blasku oczy dziewczyny. Rozmawiali swobodnie, śmiali się, znakomicie się bawiąc w swym towarzystwie.
Kiedy skończyli jeść, Maria rozejrzała się po mesie. Nagle drgnęła gwałtownie i uchwyciła dłoń Endrego.
Dwa stoliki przed nimi bliżej wyjścia siedział najbliższy pomocnik von Litzena ze swym towarzystwem. Nie było możliwości wymknąć się niepostrzeżenie, bo musieli przejść obok niego.
– Wiedziałem – jęknął Endre. – Czułem, że nie powinniśmy tu przychodzić.
– Och, przestań! Mądry po szkodzie! Nie cierpię ludzi, którzy powtarzają w kółko: „A nie mówiłem?”
Endre uśmiechnął się i zażartował:
– Mógłby nam przynajmniej zrobić przysługę i leżeć gdzieś złożony chorobą morską, a nie siedzieć tu i zajadać w najlepsze, przy okazji odcinając nam drogę do wyjścia.
– Myślisz, że nas zauważył? – spytała Maria pośpiesznie.
Endre potrząsnął głową.
– Prawdopodobnie dopiero przyszli, bo jeszcze przed chwilą na ich miejscu siedzieli całkiem inni pasażerowie.
– Co robimy?
– Nic. Po prostu siedzimy. Kiedy nas zapytają, powiem, że nazywam się Torstein Vik, a ty… – Endre zaciął się, ale zaraz dokończył: – Najlepiej będzie, jeśli powiemy, że jesteś moją małżonką. Tylko nic nie mów o Magnusie! A może wolisz być moją siostrą?
– Nie mówimy tym samym dialektem, nabrałby więc od razu podejrzeń. Powiedz, że jestem twoją żoną.
Endre skinął głową. Nie przerywali rozmowy, ale żartobliwy nastrój prysnął. Gawędzili półgłosem, pilnując się, by nie odwracać się twarzą w stronę nieproszonego gościa.
Kiedy mężczyźni z sąsiedniego stolika opuścili mesę, uciekinierzy usłyszeli rozmowę prowadzoną przez urzędnika von Litzena i jego znajomych. Nastawili uszu. Mężczyźni przeskakiwali z tematu na temat, aż wreszcie padło pytanie do pomocnika barona.
– Czyż nie miałeś, panie, w Norwegii dobrej posady? Dlaczego więc opuszczasz ten kraj?
Mężczyzna wykrzywił twarz w pogardliwym grymasie:
– Mój czcigodny przełożony baron von Litzen, gubernator króla Christiana, otrzymał dymisję.
Maria pod blatem stołu chwyciła Endrego kurczowo za rękę.
– Jak do tego doszło? – zapytał drugi towarzysz podróży.
– Wybuchł skandal. Słyszeli panowie zapewne o pożarze pałacu? Baron nie pamiętał, by ratować swą małżonkę, księżniczkę Brandenburgii, i ta uprowadzona przez kilku banitów zniknęła bez śladu. Tak długo jak się dało, von Litzen utrzymywał to w tajemnicy. Ale ostatnio wszystko wyszło na jaw i von Litzen został zwolniny z pełnionego urzędu. Prawdopodobnie jest już w Danii, no a ja zostałem bez zajęcia.
– Co się z nim teraz stanie? Powieszą go?
– Nie. To, co mówię, jest ściśle tajne, mam więc nadzieję, że panowie nie wspomną o tym nikomu. Król Christian gromadzi potężne siły i zamierza jeszcze tej zimy uderzyć na Szwecję. Ponieważ von Litzen jest bardzo zdolnym oficerem, król uczynił mu łaskę i pozwolił wyruszyć na tę wyprawę wojenną. To jego ostatnia szansa, jeśli jej nie wykorzysta…
– A więc Christian nie rezygnuje ze Szwecji?
– Nie, teraz rzuci Szwedów na kolana. Jeszcze nigdy nie towarzyszyła królowi tak silna armia. W wyprawie wezmą udział najlepsi dowódcy Europy. Tym razem więc ten szczeniak Sten Sture nie ujdzie z życiem. Sam także udaję się na tę wojnę. Liczę, że mogę ufać dyskrecji panów!
– Naturalnie – zapewnili.
– A norwescy chłopi za to zapłacą – szepnął Endre Marii. Uświadomił sobie nagle, że trzymają się kurczowo za ręce.
Zwolnił więc uścisk i rozprostował palce.
– A co się stało z księżniczką? Nie żyje? – usłyszeli głos mężczyzny.
– Nie, powiadają, że widziano ją w różnych miejscach. Jej brat, następca tronu Brandenburgii, ponoć ma przyjechać na północ, by osobiście ruszyć śladem zaginionej. Zdaje się, że dotarł już do Szwecji.
– Och, Endre – westchnęła Maria z rozpaczą w głosie.
– Widziałem ją wiele razy – ciągnął pomocnik von Litzena. – Wyjątkowo uparte i zarozumiałe dziewczę. O, zdawała sobie doskonale sprawę ze swej pozycji.
Endre patrzył na nią ciepło i ledwie zauważalnie potrząsnął głową.
Maria uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Tak, tak, potrafiła wskazać ludziom ich miejsce. Była bezlitosna i otaczała się wyłącznie arystokracją.
Do stolika obok przysiedli się nowi goście i rozmowa ucichła.
– Możemy już wyjść?
– Nie, musimy poczekać.
Ale towarzystwo nie kwapiło się bynajmniej do wyjścia. W mesie powoli pustoszało, w końcu pozostało parę osób. I wtedy Maria zrozumiała, że została zdemaskowana.
ROZDZIAŁ VII
Urzędnik od dłuższego czasu obrzucał ją badawczym spojrzeniem. Wreszcie szepnął coś swym towarzyszom i wszyscy wstali z miejsc. Powoli zbliżyli się do stolika Marii i Endrego.
– Czy my się czasem nie znamy? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała groźna nuta.
Maria zmarszczyła brwi.
– Nie sądzę – odpowiedziała najczystszym dialektem Valdres.
– Wstańcie, oboje! – rzekł ostro.
Wstali posłusznie, by odmowa nie została odebrana jako dowód wysokiej pozycji społecznej Marii.
Mężczyzna zmierzył ich wzrokiem z góry na dół.
– Ciebie też już chyba kiedyś widziałem – zwrócił się do młodzieńca. – Czy nie jesteś Endrem ze Svartjordet, nędznym chłopem skazanym na banicję?
Endre potrząsnął głową, udając zaskoczonego.
– To jakaś pomyłka, panie. Nazywam się Torstein Vik, a to moja żona Marit.
– Jest z wami ktoś jeszcze? Mężczyzna?
– Nie.
Urzędnik myślał intensywnie, chodząc w tę i z powrotem. Wreszcie podszedł do Marii, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
Dziewczyna zadrżała, a Endre spojrzał zagniewany na mężczyznę.
– Nie ruszaj, proszę, mojej żony, panie – odezwał się cicho.
– Żony – zaśmiał się szyderczo. – Zaraz sprawdzimy, czy to naprawdę twoja żona. Pocałuj ją!
– Co? – zapytał zdumiony Endre. Słyszał, że Maria z trudem łapie oddech.
– Pocałuj ją! – powtórzył.
Endre pobladł i zwrócił się do urzędnika:
– Nie mogę, panie. Bardzo bym zranił małżonkę, gdybym wystawił ją na taki widok.
Mężczyzna pochylił się, a jego twarz znalazła się tuż przy twarzy Endrego.
– A może nie masz śmiałości? Jeśli prawdą jest to, co mówisz, nie powinieneś się niczego obawiać. Jeśli jednak jesteś tym, za kogo cię uważam, nigdy się na to nie zdobędziesz. Zresztą ona też się nie zgodzi, by pocałował ją chłopski syn. Zbyt dobrze ją znam.
– Ależ zapewniam…
Gromadziło się wokół nich coraz więcej ludzi, w mesie ucichły rozmowy.
– No – warknął urzędnik. – Pocałuj ją, jeśli to twoja żona!
Endre stał jak sparaliżowany, nie mógł przecież zrobić tego księżniczce. On, taki prostak. Nie mógł!
I wtedy poczuł drobną dłoń na swej szyi, a tuż przy piersi bijące jak oszalałe serce dziewczyny. Niezwykle delikatnie objął przerażoną Marię i przyciągnął do siebie. Jego oczy wyrażały niemą prośbę o wybaczenie, co księżniczka przyjęła z lekkim uśmiechem. Była wolna, jej znienawidzony mąż opuścił wszak Norwegię, więc nikt nie mógł jej zmusić, by do niego wróciła. Tymczasem sytuacja Endrego nie zmieniła się. Jako banita pozbawiony był wszelkich praw i gdyby został zdemaskowany, groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Można go było nawet bezkarnie zabić.
Endre uświadomił sobie, że Maria nie ratuje własnej skóry, a próbuje właśnie jemu przyjść z pomocą.
Mimo to wahał się. Jej twarz znalazła się tuż przy jego twarzy. Spojrzał w urzekające oczy dziewczyny i zakręciło mu się w głowie, a wszystkie myśli nagle uleciały. Niczego bardziej w życiu nie pragnął, jak pocałować tę cudną istotę.
Przymknęła powieki. Więcej zrobić już nie mogła, reszta zależała od niego. Pochylił się więc i przywarł ustami do gorących warg księżniczki. W tej krótkiej chwili zapomnienia wyraził skrywane głęboko uczucia, jakie wobec niej żywił. Szybko się jednak opanował i wypuścił ją z objęć. Nie mógł oderwać od dziewczyny wzroku. Ona także patrzyła nań ze zdumieniem, całkiem oszołomiona.
Mario, Mario! myślał poruszony do żywego. Teraz gotów jestem umrzeć, bo czegóż więcej mógłbym oczekiwać od życia?
"Zbłąkane Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zbłąkane Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zbłąkane Serca" друзьям в соцсетях.