Teraz! myślała Maria pełna oczekiwania. Zaraz ogarnie mnie znów to cudowne uczucie, które sprawi, że świat wokół przestanie istnieć…
Ale co to? Świat nie zniknął. Nadal widzi ściany z drewnianych bali, rzeźbioną narożną szafkę, okno…
Coś jest nie tak, zaniepokoiła się. Przecież pamiętała dokładnie, jak było…
Magnus wypuścił księżniczkę z objęć i spojrzał na nią zdziwiony, jakby zobaczył ją po raz pierwszy.
– Nie wiedziałem, że potrafisz tak całować – rzekł. – Kiedy wrócę…
Skinęła pośpiesznie głową.
– Uważaj na siebie, Magnusie! Nie próbuj sam wybić wszystkich żołnierzy króla Christiana!
– Poradzę sobie jakoś – uśmiechnął się.
Na twarzy Marii malowało się lekkie rozczarowanie. W ten pocałunek włożyła całe swoje uczucie…
Szwedzka armia stała gotowa do walki.
Raz jeszcze pospólstwo zgromadziło się wokół chorągwi Sturego. Lud wiązał z jego imieniem nadzieję na pełne chwały zwycięstwo nad Duńczykami.
Jezioro Äsunden, skute lodem i przykryte warstwą śniegu, trwało pogrążone w ciszy. Magnus obserwował z daleka wodza, który cwałując na szarym koniu od oddziału do oddziału podnosił na duchu żołnierzy i dodawał im odwagi.
Muszę jeszcze kiedyś z nim porozmawiać, pomyślał Magnus rozgoryczony. Wydaje mi się, że on mógłby mi pomóc. Choćby nadać mi wyższy tytuł, bym miał większy posłuch wśród ludzi!
W oddali błysnęła szwedzka chorągiew. Tu i ówdzie powiewały na wietrze proporce, co oznaczało, że w bitwie biorą udział znane, potężne rody.
Ale główną siłę i podporę armii Stena Sture także w tej bitwie stanowili chłopi.
Szwedzi trwali w oczekiwaniu.
Mały dobosz stał w pobliżu głównego sztandaru i czekał na sygnał. Nie przestawał oblizywać ust, aż spierzchły mu na mrozie i popękały do krwi. Dłonie posiniały mu z zimna. Nie odważył się jednak założyć rękawic, bo przecież musiał być gotowy.
Na pewno wszyscy w domu byli z niego dumni. Wszak to on na rozkaz wodza Stena Sture miał swym bębnieniem dać sygnał żołnierzom i poderwać do boju tę potężną armię. Oczywiście było wielu dorosłych wojskowych doboszy, jednak to jego werbel miał rozpocząć bitwę. Chłopiec nie spuszczał wzroku z wodza, bacznie obserwując również przeciwległy brzeg.
Pojedyncze płatki zawirowały w powietrzu, ale one z pewnością nie mogły zamoczyć Duńczykom prochu…
Magnus kręcił się nerwowo na koniu. Do oddziałów szwedzkich dotarła już wiadomość, że wróg nadciąga. Muszę znaleźć von Litzena, powtarzał w myślach. To moje zadanie. Muszę się pilnować, nie dać się porwać gorączce walki. Muszę się opanować, myśleć chłodno. Najważniejsze, bym znalazł von Litzena, reszta nie ma znaczenia.
Nagle w szwedzkich szeregach rozległ się głuchy pomruk. Przeciwległy brzeg ożył i wojska przeciwnika ruszyły naprzód.
Magnusa przeszły ciarki, poczuł, że pocą mu się ręce. Potężna armia wytoczyła się szeroką ławą na lód.
– Jezu, zmiłuj się! – szepnął ktoś obok.
Na zamarzniętej tafli jeziora Äsunden pojawiały się coraz to nowe oddziały, pokrywając szczelnie całą jego białą powierzchnię. Głuche dudnienie werbli rozbrzmiewało coraz silniej, potęgując grozę. Ciężkie armaty zostały wycelowane, a wiatr unosił nad skutą lodem płaszczyzną odgłosy komend.
Mały dobosz zacisnął dłonie na pałeczkach, ale zaraz przypomniał sobie, że powinno się je trzymać swobodnie, więc zawstydzony zwolnił uścisk. Och, mamo, jeśli nie wrócę, pomyślał, zaopiekuj się moim psiakiem!
Dlaczego czekamy? denerwował się Magnus. Niecierpliwość sprawiała, że z trudem znosił tę pełną napięcia ciszę. Chciał, by już się zaczęło! Pragnął już ruszyć w stronę jeziora. Na myśl o bitwie wypełniała go radość. Uspokój się, Magnusie, powtarzał sobie w myślach. Nie pozwól, by drzemiące w tobie mroczne siły wzięły górę. Pamiętaj o swym powołaniu! Będziesz kiedyś królem Norwegii, nie jest twoim przeznaczeniem umrzeć tu na lodzie Äsunden.
Uśmiechnął się do siebie. Sten Sture, który także marzył o zdobyciu tronu, miał chyba rację, mówiąc o swej przewadze.
Rzucił spojrzenie do tyłu. Szwedzka armia, która przed chwilą sprawiała wrażenie imponującej siły, wydawała mu się teraz – w porównaniu ze zbliżającą się ku nim potęgą wojska przeciwnika – katastrofalnie niewielką garstką. Magnusa oblał zimny pot.
Ciekawe, jak blisko tamci podejdą?
Wtedy wielki wódz podniósł dłoń. Mały dobosz drgnął, uderzył w bęben i po kilku fałszywych taktach złapał właściwy rytm. Cała szwedzka armia ruszyła do boju!
Magnus skierował się na zachodnie skrzydło i opuścił przyłbicę.
Całkiem stracił poczucie czasu, nie wiedział, czy upłynęły minuty, czy godziny. W ogóle przestał myśleć. Bo gdy znalazł się w tłumie walczących, jego szalony zapał do walki stał się nie do opanowania. Gdzieś w podświadomości tkwiła myśl o von Litzenie, ale była zbyt słaba, by pokierować jego działaniem. Magnus Maar bił się z niezwykłą zaciętością. Gdyby go zobaczył wódz, zapewne obdarzyłby go zachęcającym uśmiechem, nie pozbawionym wszak odrobiny goryczy.
Grzmiały armaty, kule z muszkietów przebijały na wylot pancerze żołnierzy szwedzkich. Lód pokrył się strzałami wystrzelonymi z kusz. A na skrzydłach toczyła się walka wręcz: konni wojownicy z mieczami i lancami. Przeręble wyrąbane przez Szwedów długo powstrzymywały napór duńskiego wojska. I przez długi czas trudno było przewidzieć wynik bitwy.
Szwedzi wspaniale się bronią, pomyślał Magnus. To doprawdy cud, że jeden człowiek potrafił zgromadzić wokół siebie prostych chłopów i zmobilizować do tak zaciętej walki! Chcę być taki jak on! Jako król Norwegii.
Król Norwegii! O mój Boże, całkiem zapomniałem o von Litzenie. Gdzie on może być? Muszę się stąd wycofać i zebrać siły do walki z baronem.
Niełatwo jednak było wydostać się z kłębowiska walczących ludzi i wierzgających koni. Aby utorować sobie drogę, z dziką wściekłością ciął na oślep mieczem.
Nagle od brzegu jeziora doszedł go chóralny okrzyk przerażenia, a uderzenia werbli ustały na chwilę. Po chwili głuche dudnienie rozległo się znowu, Magnus jednak natychmiast zrozumiał, że coś musiało się stać. Wokół niego na moment zapanował spokój. Wykorzystując to, szybko ruszył w stronę brzegu.
– Nosze dla wodza! – usłyszał donośny głos.
Magnus znieruchomiał.
– Co się stało? – zapytał jakiegoś żołnierza.
– Odłamek kuli armatniej trafił Stena Sture w nogę.
– Czy rana jest groźna?
– Tak wygląda.
Na wieść o zranieniu wodza oddziały szwedzkie jakby sparaliżowało. Wprawdzie nadal walczyły, ale bez młodego, energicznego Stena Sture zapał żołnierzy znacznie osłabł. Nie było komu przejąć po nim dowodzenia. Wraz z upływem dnia Duńczycy zyskiwali coraz wyraźniejszą przewagę, powoli wypierając Szwedów w głąb ich terytorium. Na nic się nie zdały budowane pośpiesznie fortyfikacje, żołnierzom wroga udało się przez nie przebić.
Magnus odjechał spory kawałek od jeziora, gdy naraz zauważył von Litzena. Był zmęczony po wielogodzinnej walce, głodny, ale na widok znienawidzonego barona, nadętego i zadufanego w sobie, gniew ożył na nowo.
Von Litzen nie spodziewał się tego ataku. Przełom w bitwie utwierdził go w przekonaniu o rychłym zwycięstwie. Pewny siebie, samotnie odjechał na bok i wyprostowany w siodle, z podniesioną przyłbicą, obserwował walczących.
Atak Magnusa zaskoczył go całkowicie. Znienacka ujrzał szarżującego w tempie błyskawicy jeźdźca z uniesionym mieczem. Dosłownie w ostatnim ułamku sekundy von Litzen odchylił się w bok Jeździec wstrzymał konia i podniósł przyłbicę.
– Pamiętasz mnie, von Litzen? – krzyknął, a jego szare oczy pałały nienawiścią. – Pamiętasz Magnusa Maara, który ukradł ci żonę i spalił twój pałac? Wówczas nie dostałem cię w swoje ręce, teraz jednak już mi się nie wymkniesz!
Okrągła jak księżyc twarz von Litzena spąsowiała. Magnus Maar! Wyjęty spod prawa banita, tutaj!
– Gdzie jest moja żona? – zapytał gniewnie.
Magnus uśmiechnął się pogardliwie.
– Niedaleko stąd w bezpiecznym miejscu, pod opieką mego wiernego przyjaciela, Endrego. Pamiętasz tego ubogiego chłopaka ze Svartjordet? Jakie to uczucie stracić honor i wysokie stanowisko?
Jak rozdrażniony byk von Litzen ruszył do ataku. Magnusowi o to właśnie chodziło. Co prawda tarczę i lancę utracił w ferworze walki, ale wcale się tym nie przejmował, bo miecz był jego najlepszą bronią.
Von Litzen wymierzył w Magnusa lancę, ten jednak bez trudu uchylił się przed nią. Miał dobrego konia, szybkiego i zwrotnego, i gdy von Litzen przejeżdżał obok, Magnus pchnął go z całej siły mieczem w ramię.
Ale von Litzen miał na sobie zbroję, więc nic mu się nie stało, zawrócił konia i wspierany przez kilku duńskich wojowników, którzy ruszyli na odsiecz swojemu dowódcy, uderzył z wściekłością. Zaatakowany równocześnie z kilku stron Magnus nie zdołał odparować lancy von Litzena, która zepchnęła go z grzbietu wierzchowca.
Baron wstrzymał konia i z pogardą popatrzył w dół na Magnusa.
– Zabić! – rozkazał krótko i pogalopował na północ za prącymi naprzód wojskami króla Christiana.
Magnus poderwał się na nogi. Miał teraz trzech przeciwników, trzech śniadych wojowników nieznanej narodowości.
Serce waliło mu młotem. Nie mam na to czasu! niecierpliwił się w myślach. Nie mam czasu! Mam się tu bić z trzema nic nie znaczącymi głupkami, gdy tymczasem von Litzen rozpłynie się gdzieś w powietrzu!
Jeden z żołnierzy zrobił wypad, Magnus odparował cios i przebił napastnika. Gdy ten osunął się na ziemię, na Magnusa rzucili się dwaj pozostali. Odparował cios jednego, drugi natomiast uderzył w jego pancerz. Magnus pochylił się w przód i wytrącił przeciwnikowi miecz. Równocześnie błyskawicznie powalił wojownika, który nie trafił go za pierwszym razem. Pozostał więc tylko jeden nieprzyjaciel, ale ten salwował się ucieczką. Bez miecza nie miał szans.
Magnus odetchnął z ulgą i dosiadł konia czekającego w pobliżu.
"Zbłąkane Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zbłąkane Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zbłąkane Serca" друзьям в соцсетях.