– Nie możesz chodzić po sklepie i krwawić im na podłogę – odparł.

– Powiedz, czego potrzebujesz.

Zgarbiła się i poddała.

– Dobrze. Muszę zrobić listę. – Rozejrzała się w poszukiwaniu papieru i długopisu. Zorientowała się, że w oparciu na rękę jest schowek, i zaczęła go otwierać.

– Nie ma potrzeby.

Położył dłoń na jej ręce. Zabrała rękę, ale zdążył zauważyć, że jej skóra w dotyku jest tak samo gładka, jak na to wyglądała. Czy wszędzie miała tak jedwabistą skórę? No dobra, ta myśl wywoła kolejną zdecydowanie niestosowną reakcję.

– Powiedz mi, czego potrzebujesz. Zapamiętam.

– Ale to tyle rzeczy – denerwowała się. – A jeśli idzie o jedzenie, nigdy nie wiem, czego chcę, dopóki nie zobaczę, co mają. Nie wiem, jakie puszki tam sprzedają. Nigdy nie robiłam zakupów poza domem.

– Więc zrobimy tak. – Wrzucił bieg i zawrócił, w poszukiwaniu miejsca parkingowego bliżej sklepu. – Powiedz mi, co kupiłabyś w domu, a ja zrobię, co w mojej mocy,

– No dobrze. – Zmarszczyła brwi w skupieniu, gdy zaczęła wymieniać rzeczy.

Słuchał zafascynowany, w miarę jak mówiła z coraz większym ożywieniem i coraz mniej nerwowo.

– Och – powiedziała nagle, jakby coś do niej dotarło. – Pan Gaspar lubi słodycze?

– Zdecydowanie.

Widząc, że jakiś samochód odjeżdża od krawężnika, szybko zajął wolne miejsce, nim ubiegłby go ktoś inny.

– Dobrze. To sprawdź, czy mają kiwi i jagody. Zrobię na deser creme brulee.

Na samą myśl napłynęła mu ślinka do ust.

– Dobrze. To wszystko?

– Niech się zastanowię. – Uroczo ściągała brwi. – To takie trudne. Zwykle lista zakupów klaruje się, kiedy chodzę po sklepie.

Widać było, że gotowanie to jej pasja. Przyszło mu na myśli pytanie, czy Amy równą pasję okazuje w łóżku. Nie, żeby miał się kiedyś o tym przekonać. Po pierwsze, była jego gospodynią i nie chciał tego popsuć. Po drugie, jeśli naprawdę go się bała, to pewnie by zemdlała, gdyby tylko zaczął się do niej dobierać. Po trzecie, gdyby nawet jakoś pokonał jej strach, co zrobiłby, gdyby w trakcie seksu odpadła mu bródka i peruka?

Poza tym, czy to nie było z gruntu złe, uganiać się za kobietą, kiedy udaje się kogoś innego?

Ta myśl podziałała jak zimny prysznic.

A czy nie udawał – do pewnego stopnia – przez całe życie?

Dobra, najwyraźniej odgrywanie roli Beauforta i Gaspara zafundowało mu kryzys tożsamości. Nawet już nie wiedział, kim jest.

Amy westchnęła.

– Jak zobaczysz coś, co według ciebie smakowałoby panu Gasparowi, to bierz, a ja wymyślę, co z tym zrobić.

– Postaram się najlepiej, jak umiem. Poczekaj tutaj. Jak skończę, pojedziemy po twoje rzeczy.

Znowu na jej twarzy pojawiło się poczucie winy.

– Nie musimy. Uniósł brew.

– Nie chcesz zabrać rzeczy?

– Ja… wrócę po nie jutro.

– A co będziesz nosić do tego czasu? To, co masz na sobie, jest mokre i brudne.

– Upiorę.

– Po co to robić, skoro wystarczy chwila, aby podjechać i zabrać ubrania?

– Bo… moje kolano! – Objęła je obiema rękoma i spojrzała błagalnie, aby jej uwierzył. – Zaczyna bardziej boleć. Chyba masz rację. Nie powinnam chodzić.

Zmrużył oczy.

– Z przyjemnością sam spakuję to, co potrzebujesz.

– Nie, naprawdę. Nie jestem w stanie. Możemy po prostu wrócić do fortu po zakupach?

– Jeśli tego sobie życzysz.

– Tak.

– Dziękuję.

Znowu zgarbiła się z ulgą.

Wysiadł z samochodu i ruszył do sklepu, coraz bardziej wściekły. Ta kobieta zdecydowanie kłamała. Może wiedziała, kim on naprawdę jest, i miała nadzieję, że uda jej się zrobić kilka fotek, które sprzeda plotkarskim pisemkom? Ale jak ktokolwiek mógłby odgadnąć, gdzie się schował? Bardzo uważnie zatarł ślady.

A może stał się tak cyniczny, że wszędzie widział kłamców i oportunistów? Musiał przyznać, że najwięcej podejrzeń budziła w nim jej słodycz. Amy nie mogła być naprawdę tak miła. Prawda?

Zaskoczyło go to, że był skłonny jej wierzyć. I na jakimś poziomie – którego nie pojmował – też go to wkurzało.

Rozdział 5

To, co nowe, na początku zawsze jest trochę niewygodne.

Jak wieść idealne życie


Amy kamień spadł z serca, gdy wreszcie dotarli do fortu. Przez całą drogę Lance dosłownie kipiał ze złości, przez co krótka przejażdżka dłużyła się wręcz niewiarygodnie. W końcu skręcili na podjazd, minęli imponujący portyk znaczący frontowe wejście. Kolumnada fasady sprawiała, że budowla bardziej przypominała rezydencję – trzeba przyznać rezydencję ogromną i robiącą wrażenie. Podjazd prowadził dalej ku drugiemu końcowi budowli, gdzie znajdował się prowizoryczny daszek z blachy pośród stosów gruzu i innych odpadów po remoncie.

Lance zaparkował pod daszkiem i ostro szarpnął hamulec.

– Poczekaj – powiedział, kiedy sięgnęła po klamkę. – Pomogę ci.

Zastanawiała się, skąd u niego tyle złości, kiedy wysiadł z samochodu i podszedł do jej drzwi. Nie spóźniła się ani nie zraniła celowo. I to on upierał się przy zrobieniu za nią zakupów. Więc o co się tak wściekał? Otworzył drzwi i podał jej rękę. Spojrzała na nią, a potem na jego zaciętą twarz.

– Mogę iść sama.

Rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie.

– Kilka minut temu byłaś zbyt obolała, żeby posiedzieć i poczekać, aż przyniosę twoje rzeczy.

– No tak… – Zmusiła się do uśmiechu. – Teraz, jak chwilę posiedziałam, poczułam się znacznie lepiej.

– Jasne. – Odsunął się.

Spuściła nogi na zewnątrz i wstała, krzywiąc się, gdy przeniosła ciężar na prawe kolano. A potem aż dech jej zaparło, gdy złapał ją na ręce.

– Lance! Mogę iść!

Spiorunował ją wzrokiem i kopniakiem zamknął drzwi auta.

– Zawsze jesteś taka uparta?

– Nie jestem – odparła z oburzeniem.

Nie miała innego wyjścia, niż objąć go za szyję, przez co jej piersi znalazły się tuż przy jego torsie. Oblało ją gorąco z powodu zawstydzenia i podniecenia, które sprawiło, że jeszcze bardziej się zawstydziła. Kiedy trzymała głowę niemal na jego ramieniu, poczuła ciepły, męski zapach. Zignorowała chęć, aby wtulić twarz w jego szyję, gdy niósł ją korytarzem.

– Dobrze, już możesz mnie postawić.

Ku uldze Amy postawił ją na podłodze. Niestety, przytrzymał jej rękę na swoim ramieniu, a także objął ją w talii.

– Staraj się nie obciążać tego kolana – powiedział.

Prawie jej się wyrwało, że w jej wypadku trudno mówić o „nieobciążaniu". Ostrożnie zrobiła krok i zorientowała się, że kolano nie boli tak bardzo, jak się obawiała. Musiała jednak udawać, bo inaczej znowu zacząłby ją wypytywać, dlaczego upierała się przy powrocie bez zabierania po drodze swoich rzeczy. Kuśtykała korytarzem, aż nazbyt świadoma, że całą długością ciała przywarła do jego boku.

O Boże, musiał złapać ją tak mocno, że jego dłoń opierała się na jej pulchnym brzuchu?

Gdy weszli do kuchni, ucieszyła się na widok barowych stołków przy centralnej wyspie. Musiała tylko do nich dojść. Potem usiądzie i nie będzie już jej dotykał. Ale kiedy doszli do wyspy, odwrócił się do niej, ujął ją w talii i podniósł! Ledwo zdążyła pisnąć, a już siedziała na blacie.

– Obejrzę to kolano. – Pochylił się. Amy szybko położyła ręce na pulchnych udach, na próżno próbując je zasłonić. – Przestało już krwawić, ale musimy oczyścić obtarcie.

Już chciała powiedzieć, że zrobi to, jeśli on jej pomoże zejść, żeby dokuśtykała do zlewu, ale wtedy znowu musiałaby go dotknąć.

– Przyniesiesz mi miskę z wodą, trochę mydła i czystą ścierkę? – spytała więc zamiast tego.

Zebrał potrzebne rzeczy, a potem sam wziął się do czyszczenia.

– Ja się tym zajmę – upierała się, próbując uciec przed jego rękoma. – Musisz przynieść zakupy.

– Poczekają.

– Nie, nie mogą czekać. – Złapała ścierkę i próbowała mu ją zabrać. – Tam jest nabiał, mięso, mrożonki, które topią się w rozgrzanym samochodzie.

Poddał się, zostawił jej ścierkę i wyszedł wściekły.

Zmarszczyła brwi, patrząc, jak wychodzi, i do jej zakłopotania dołączyła irytacja. Skoro był na nią taki zły, to czemu opiekował się nią jak dzieckiem? A przede wszystkim – dlaczego właściwie się wściekał?

Wrócił ze wszystkim plastikowymi torbami, które ledwie zdołał utrzymać dwoma rękami.

– Wiesz co? – zagadnęła. – Można też nosić zakupy więcej niż w jednej turze.

– Ale nie trzeba.

Puszki zagrzechotały, gdy upuścił torby na blat.

– Ostrożnie – zbeształa go. – Potłuczesz jajka i pognieciesz chleb.

– Och. -Jego złość nieco przygasła, gdy zajrzał do kilku toreb. -Chyba nic się nie stało.

– Musisz schować mrożonki – powiedziała mu, delikatnie omywając otarcia.

Wyglądało na to, że jest gotów się kłócić, ale potem zajrzał do kilku toreb. Złapał dwie z nich i wrzucił do zamrażalnika.

– Co robisz?

– To, co mi kazałaś.

Zerknął do pozostałych toreb i w podobny sposób załadował je do lodówki.

– Tak się nie robi – westchnęła z rozdrażnieniem.

– Dlaczego? Już po robocie. – Wyjął z kolejnej torby butelkę wody utlenionej i podszedł do Amy.

– Dziękuję. – Sięgnęła po butelkę, zaskoczona, że pomyślał o kupieniu wody, chociaż go nie poprosiła.

Zignorował jej wyciągniętą dłoń i otworzył butelkę.

– Może zaszczypać.

Zassała gwałtownie oddech, gdy zimna woda utleniona polała się na rozcięcie, pieniąc się i piekąc.

– Przepraszam.

Płyn ściekał jej po łydce. Złożył dłoń przy jej kostce, żeby złapać ciecz, a potem przesunął rękę w górę. Dreszcz przebiegł Amy gwałtowną falą pod wpływem tego dotyku i popłynął w górę nogi aż do złączenia ud.