W panice próbowała sobie przypomnieć, czy goliła dziś nogi. Tak, dzięki Bogu. I dzięki hotelowi za to, że dostarczał maszynki do golenia. To ją pocieszyło tylko odrobinę, gdy jego dotyk, zapach i bliskość rozpalały ją do białego. Jeśli Lance się zorientuje, Amy umrze ze wstydu. Po prostu umrze.
Pochylił się bliżej. Podmuchał na kolano.
Krzyknęła zaskoczona.
– Przepraszam – powtórzył i położył dłoń na jej udzie, aby nie ruszała się, gdy on dalej ocierał skaleczenie.
Próbując się nie ruszać i nie oddychać, zagapiła się na jego profil. Znowu uderzyło ją to, o ile ciemniejsze są jego rzęsy i brwi od włosów. Były niemal czarne, podczas gdy włosy opadały złotobrązowymi falami na ramiona. Jednak gdy przyjrzała się bliżej, zauważyła coś dziwnego. Jego włosy nie przerzedzały się tuż przy twarzy, jak u większości ludzi. Zmrużyła oczy. Czyżby nosił perukę?
Prawie zaśmiała się na myśl, że męski Lance Beaufort przedwcześnie wyłysiał i był na tyle próżny, aby to ukrywać. Głuptas. Z jego budową i twarzą zapewne równie seksownie wyglądałby łysy – niektórzy mężczyźni specjalnie się golili, bo uważali, że tak jest świetnie.
Podniósł nagle wzrok i ich spojrzenia się spotkały.
Pochylała się do przodu, więc Lance był dość blisko, żeby ją pocałować. Jak by to było? Na samą myśl zrobiło jej się gorąco.
Wyprostował się gwałtownie i odsunął.
– Nie wygląda to tak źle.
– Bo to nic takiego – twierdziła uparcie, desperacko próbując się nie zaczerwienić.
Zmrużył oczy.
– Więc dlaczego nie podjechaliśmy po twoje rzeczy?
– Pójdę jutro i sama je wezmę.
– Z rozbitym kolanem? – Oskarżycielsko wskazał na jej nogę. To dziwne, ale jego akcent stawał się mniej wyraźny, gdy się wściekał.
– Jestem pewna, że rano już będzie dobrze.
– A co będziesz nosić do tego czasu?
– Dam sobie radę – upierała się, ignorując nieprzyjemny chłód wilgotnego ubrania. – Serio.
Przyglądał jej się dłuższą chwilę, zaciskając zęby. W końcu odwrócił się i ruszył ku drzwiom prowadzącym do jadalni. Przez ramię krzyknął, żeby nie ruszała się z miejsca.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, wywaliła język. Nie potrzebowała, żeby kręcił się przy niej, jakby nie umiała sama o siebie zadbać. A kiedy już sobie poszedł, nie musiała udawać, że boli ją bardziej niż naprawdę. Zeskoczyła z blatu i dech jej zaparło, gdy odezwał się ból w kolanie. No dobrze, może nie tylko udawała. Ale ból to tylko niewielka niedogodność w porównaniu z mokrym ubraniem.
Ile by dała za coś czystego i suchego. Ale nic nie miała, więc będzie musiała, wytrzymać do wieczora, kiedy przepierze i wysuszy rzeczy. Dotarło do niej, że to oznacza spanie nago w obcym miejscu. Ale nie miała wyboru. Rozmyślanie o tym nic nie pomoże, zwłaszcza że miała robotę.
Dokuśtykała do lodówki i wypakowała torby, które tam wrzucił. Znalazła w zamrażalniku masło i przewróciła oczami. Kiedy uporządkowała produkty mięsne i nabiał, wzięła się do puszek.
– Co robisz? – zapytał gniewnym tonem Lance.
Odwróciła się i zobaczyła, że stoi w progu, trzymając zawiniątko z czarnej i szarej tkaniny. W jego oczach pojawiło się oskarżenie.
– Porządkowałam zakupy – odparła, myśląc, że to oczywiste.
– To widzę. Podszedł.
– Więc czemu pytasz?
– Przecież kazałem ci się nie ruszać. – Spojrzał znacząco na jej kolano.
– Nigdzie nie poszłam – odparła spokojnie.
– Ja ułożę zakupy. – Rzucił jej ubrania. – Ty się przebierz.
– Co to jest?
Złapała rzeczy i zorientowała się, że to czarna koszula z długim rękawem i szare spodnie od dresu obcięte na długość szortów.
– Pomyślałem, że chciałabyś włożyć coś suchego. Wytrzeszczyła oczy.
– O mój Boże! Dostałeś to od pana Gaspara?
– A od kogo innego? – odparł, wrzucając puszki bez ładu i składu.
– Co mu powiedziałeś?
Lance był tak wściekły, że pewnie powiedział jej nowemu pracodawcy, że zatrudnił kompletną kretynkę, która zgubiła się w mieście wielkości Gustavii. W dodatku okazała się fajtłapą i nie miała dość rozsądku, żeby schować się przed deszczem.
– Chyba chcę umrzeć.
Spojrzał na nią, jakby jej zakłopotanie nie miało sensu.
– Dlaczego?
– Bo… nieważne.
Skoro nie potrafił zrozumieć tak prostej rzeczy, jak mu to wytłumaczyć? Potem spojrzała na ubrania i upokorzenie zamieniło się w tak wielką wdzięczność, że łzy napłynęły jej do oczu.
– Po prostu… dziękuję. I podziękuj panu Gasparowi.
Gniew powoli mu przechodził, ale co dziwne, zaczynał wściekać się na siebie.
– Skończę tu. Ty się przebierz i połóż się. Trzymaj nogę prosto.
– Muszę przygotować kolację.
– Amy… – jęknął, a potem westchnął. – Połóż się.
– Dobrze – zgodziła się i pokuśtykała do drzwi.
Nie musiała się kłaść jak jakiś rozmamłany mięczak, który idzie do łóżka z powodu najmniejszego drobiazgu. Jednak prysznic byłby miły. Zmęczenie ogarnęło ją nieoczekiwanie, przez co emocje przybrały na sile. Nawet mimo drażliwości Lance był bardzo miły. I przyniósł jej ubranie. Odwróciła się w drzwiach.
– Lance…?
– Oui?
– Przepraszam, że sprawiłam tyle kłopotu. Jutro będzie lepiej. Poszła do siebie, nim zdążył odpowiedzieć.
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, Byron spojrzał w sufit. W co się wpakował? Ta kobieta kłamała. Nie wiedział, o co chodzi, ale zdecydowanie coś kręciła.
A jednak… Spojrzał z powrotem na drzwi, przypominając sobie, jak wyglądała jej twarz, pełna niekłamanej wdzięczności. I słodyczy. To nie mogło być fałszywe. Prawda?
W łazience Amy przekopała plażową torbę w poszukiwaniu maleńkich buteleczek szamponu i odżywki z hotelowego pokoju, gdzie spędziła ostatnią noc. Znalazła ręczniki i zapasową pościel w szafce pod umywalką.
Poza tymi podstawowymi rzeczami niczego więcej nie było. Żałowała, że nie ma pachnących balsamów, kremów do twarzy, świec i ładnych drobiazgów, które zawalały jej domową łazienkę. Może zaszaleje i kupi parę drobiazgów jutro w drogerii.
Weszła do wyłożonej kafelkami kabiny z drzwiami z matowego szkła i puściła gorącą wodę. Porządny masaż głowy sprawił, że pozbyła się części napięcia, tak samo jak kwiatowy zapach szamponu przenikający zaparowane powietrze. Nim wyszła spod prysznica, jej emocje się uspokoiły.
Rozczesała palcami sięgające pasa włosy i zostawiła rozpuszczone, żeby wyschły. Szorty i koszula od Lance'a były świeżo uprane, więc pachniały proszkiem i płynem antystatycznym, nie mówiąc nic o zapachu właściciela. W ogóle nic o nim nie mówiły. Koszula została zaprojektowana przez Ermenegilda Zegnę i prawdopodobnie była to najlepsza gatunkowo tkanina, jakiej kiedykolwiek dotykała.
Marka ją zaskoczyła, bo Zegna pasował raczej do młodych bogaczy. W żaden sposób nie odpowiadało to jej wyobrażeniom o samotniku. Ale kolor pasował. Czerń. Bardzo stosowne dla bestii.
Wsunęła ją na nagie ciało, bo nie miała żadnej bielizny i musiała przeprać kostium kąpielowy. Utonęła w niej, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Dla niej najlepsze były luźne ubrania. Doszła do wniosku, że pan Gaspar musi być dobrze zbudowanym mężczyzną. Rękawy sięgały jej za palce, więc je podwinęła, ale pozwoliła, aby poły koszuli zwisały jej do połowy uda.
Potem przyszła kolej na szorty. W przeciwieństwie do koszuli widać było, że często je noszono. Pan Gaspar ćwiczył? Czy całymi dniami przesiadywał w dresie na kanapie? Kiedy nie nosił koszuli Zegny.
Pukanie do drzwi ją zaskoczyło.
– Amy? – zawołał Lance. – Nie wstawaj. Chciałem tylko zapytać, czy niczego nie potrzebujesz.
– Nie, nic mi nie trzeba – odkrzyknęła, mając nadzieję, że nie zorientuje się, że jej głos dobiega z łazienki, a nie z łóżka.
– Będę tynkował przy wejściu.
– Dobrze.
Dała mu minutę, żeby wyszedł z kuchni, a potem zabrała rzeczy do pralni i załadowała niedorzecznie małą porcję prania. Nie miała co dorzucić i zastanawiała się, czy pan Gaspar sam sobie pierze, czy też załatwia to za niego Lance. Prawie zaśmiała się na myśl, że mężczyzna, który nie potrafił nawet wypakować jak należy rzeczy do lodówki, miałby poradzić sobie z praniem. Jeśli idzie o obowiązki w domu, będzie musiała się dostosowywać do potrzeb gospodarza.
Wyjrzała do kuchni i widząc, że nie ma tam Lance'a, podreptała boso i wzięła się do pracy.
Po chwili miała już kurczaka gotującego się w rondelku i ciasto na chleb rosnące w misie.
Podeszła do zlewu i zabrała się do przygotowywania sałatki owocowej do kolacji. Jedna z małp z dziedzińca wskoczyła na parapet i przestraszyła Amy. Po chwili dołączyła druga małpka.
– Boże! – powiedziała Amy i uśmiechnęła się do zwierzaków. – Witajcie. Macie przyjazne zamiary?
Wyciągnęły łapki, prosząc o kawałek mango. Ponieważ mango wymagało o niebo więcej pracy przy krojeniu, podała każdej po bananie. Złapały owoce i popędziły. Wskoczyły na poręcz galerii, a potem między drzewa i zniknęły w gęstwinie. Wychyliła się, żeby zobaczyć, gdzie uciekły, żałując, że nie zostały, by dotrzymać jej towarzystwa.
Zrezygnowana wróciła do samotnej pracy. Fantazjowała, a popołudnie powoli zamieniło się w wieczór.
– Wstałaś. – Usłyszała za plecami głos Lance'a. – Mam nadzieję, że odpoczynek pomógł.
Odwróciła się od kuchni i zobaczyła, że stoi w progu.
– Tak – odparła z poczuciem winy, bo wcale się nie kładła. – Czuję się o wiele lepiej.
– Bon.
Pokiwał głową. Spojrzał na wielką koszulę i jej bose stopy, a potem odwrócił wzrok, jakby poczuł się z jakiegoś powodu niezręcznie.
– Przyszedłem dać ci znać, że już wychodzę. Wrócę rano.
– Och. W porządku. Pociągnął nosem.
"Zbyt idealnie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zbyt idealnie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zbyt idealnie" друзьям в соцсетях.