– Dobrze, ale… Mój Boże… – Cofnęła się, żeby spojrzeć w kamerę. – Za dużo kupiliśmy. Zostawiłam przy większości metki, więc będę mogła zwrócić niepotrzebne rzeczy.

– Nie podobają ci się te nowe ubrania? – zapytał jakby rozczarowany.

– Żartuje pan? Jestem zachwycona! – zapewniła go. – Wszystkie są przepiękne. Miał pan rację co do Lance'a. Rzeczywiście ma wspaniały gust.

– Więc dlaczego chcesz je zwrócić?

– Po prostu za dużo tego. Nie potrzebuję tylu ubrań.

– Amy. – Słyszała, że się śmieje. – Zaufaj mi, kiedy mówię, że stać mnie na to. Skoro sprawia mi to przyjemność, czemu mam sobie odmawiać?

– Dlaczego to sprawia panu przyjemność? To ja zyskałam niesamowitą garderobę.

– Nieczęsto mogę uszczęśliwić kobietę. Właściwie zwykle zdarza mi się coś przeciwnego. A skoro mówimy o niesamowitych rzeczach, to kurczak w sosie własnym? Pachnie fantastycznie.

– Tak. Nie wiem, na ile pikantne lubi pan jedzenie, więc starałam się nie przesadzić z pieprzem.

– Nie musisz się mną martwić pod tym względem. Lubię ostre przyprawy. Och, mmm, to pychota!

– Cieszę się, że panu smakuje.

Rozpromieniła się z dumą.

– Widzisz? To sprawia ci przyjemność, prawda? Fakt, że smakują mi twoje potrawy. Więc dlaczego to, że ty cieszysz się z prezentu, nie miałoby mi sprawić przyjemności?

– O rety. – Wszystkie sprzeczne emocje znowu się w niej wzburzyły. – Ja tylko chcę… to jest…

– Co takiego?

Usiadł na krześle przy biurku i patrzył na obraz Amy na ekranie. Miała na sobie spodnie trzy czwarte, top na ramiączkach w najgłębszym odcieniu błękitu Morza Karaibskiego, a do tego długą, cieniutką koszulę z motywem papugi, elegancką i wymyślną jednocześnie. Włosy upięła wysoko, odsłaniając zgrabne muszelki uszu i gładką kolumnę szyi. Ale to jej twarz tak naprawdę go zauroczyła: wymowne oczy, nagłe rumieńce, kokieteryjne spojrzenie, tak słodkie, że powątpiewał, czy ona wie, jakie jest powabne.

– Widok piękna, które tak bardzo starałaś się ukryć, sprawia mi ogromną przyjemność.

– Tak?

Ta uwaga ją zdziwiła.

– Znałem mnóstwo kobiet pięknych fizycznie, ale tylko kilka, które były równie piękne w środku, co na zewnątrz. Ty należysz do tego rzadkiego gatunku. – Zadziwiły go słowa, które wypowiedział, oraz wolność, jaką dała mu anonimowość. Mógł czuć i po prostu bez wahania o tym powiedzieć. A może to coś w Amy dało mu tę wolność. – To czyni cię prawdziwym skarbem.

– Skarbem? – zaśmiała się, a on rozkoszował się tym jasnym, melodyjnym dźwiękiem. – Nic o tym nie wiem. Ale jeśli podarowanie mi tych ubrań uszczęśliwiło pana, to przyjmuję je i dziękuję. Muszę jednak przyznać, że czuję się trochę skrępowana w stroju, który zwraca uwagę. Dziś ludzie gapili się na mnie. Nie tylko Lance, ale inni też. Przyzwyczaiłam się do bycia niewidzialną, więc jako osoba zauważana czułam się dziwnie.

– Dziwnie?

– Nie wiem. Jednocześnie podekscytowana i przestraszona. Tak właśnie się czuję, kiedy mam się udać w miejsce, w którym nigdy wcześniej nie byłam.

– Naprawdę? – Zastanawiał się nad tym chwilę. – Czy to dlatego właśnie chciałaś zwrócić ubrania? Bo nie chcesz, aby cię zauważano?

Spuściła głowę i zerknęła z ukosa w sposób, który w wypadku innej kobiety uznałby za przekorny.

– Dzisiaj zadaje pan bardzo dużo pytań.

– Odkryłem, że to dobre miejsce do zadawania pytań. Nie chodzi jedynie o wiele godzin samotności, chociaż ona pomaga. Myślę, że odsunięcie się od wszystkiego, co znajome, zmienia perspektywę.

– To brzmi jak cytat z książki mojej przyjaciółki Jane Jak wieść idealne życie. Mówi, że odrobina dystansu pomaga wyraźniej zobaczyć rzeczy.

– Szkoda, że dystans nie sprawia, że znalezione odpowiedzi są przyjemniejsze.

– To właśnie pan tu robi? Szuka odpowiedzi?

– Tak. A może ukrywam się przed nimi. – Zastanowił się nad czymś, co ciągle mu umykało. – Czasem myślę, że zbieram kawałki układanki. Że może kiedy zbiorę wszystkie, obraz jako całość nabierze sensu. Może ty wykorzystasz nadchodzące cztery tygodnie, żeby znaleźć brakujące kawałki własnej układanki. Wtedy zrozumiesz, dlaczego się boisz. A kiedy to pojmiesz, strach może minie.

– Już zrozumiałam, dlaczego boję się podróży.

– Miałem na myśli lęk przed byciem ładną.

– Nie jestem pewna, czy to rzeczywiście strach. – Zmarszczyła brwi. – Po prostu nie czuję się całkiem swobodnie. Ale popracuję nad tym, żeby móc cieszyć się z prezentu od pana.

– Mam nadzieję.

Pomyślał, że może w tym czasie przyzwyczai się też do własnej urody, a to będzie jeszcze większy dar niż ubrania.

– Dobrze więc. – Odwróciła się w stronę drzwi. Najwyraźniej równie niechętnie zbierała się do odejścia, jak on nie chciał patrzeć na jej wyjście. – Pójdę już. Dobranoc.

– Dobranoc, Amy. Miłych snów.

– Wzajemnie.

Wyłączyła lampę i zniknęła w mrokach biblioteki. Patrzył na nią na ekranach, jak szła do swojego skrzydła. Kiedy znalazła się w swoim pokoju i poza zasięgiem jego wzroku, rozejrzał się po wieży. Spojrzał na wygodnie umeblowany raj, jaki sobie tu stworzył. Po raz pierwszy ta przestrzeń wydała mu się bardziej pusta niż bezpieczna.

Potem uśmiechnął się, gdy pomyślał o innym prezencie, jaki kupił Amy tego dnia i zamierzał podarować nazajutrz.

Amy obudziły męskie głosy dobiegające z dziedzińca. W białej, jedwabnej koszuli nocnej, którą kupiła sobie poprzedniego dnia w sklepie z bielizną, podbiegła do drzwi i zerknęła na zewnątrz. Słońce właśnie wstawało i jego promienie igrały wśród wierzchołków palm. Zieleń liści odcinała się wyraźnie na tle żywego błękitu nieba.

W cienistym ogrodzie słyszała Lance'a, który rozmawiał z ekipą ogrodników. Tylko jej migał, gdy szedł wśród splątanej gęstwiny, wydając po francusku różne polecenia. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy, jak ogród ukazuje się w całej krasie.

Na razie jednak musiała przygotować śniadanie. Przeciągnęła się, obróciła się na palcach jak tancerka i poszła pod prysznic.

Pamiętając wskazówki Nathana dotyczące włosów, użyła odżywki bez szamponu i musiała przyznać, że włosy były czyste i łatwiejsze do opanowania. Nie odmówiła sobie przyjemności użycia pachnącego balsamu do ciała i kremu do twarzy, potem włożyła kwiecistą sukienkę w wesołych odcieniach żółci, pomarańczu i czerwieni kwiatu strelicji. Wzbraniała się przed kupnem sukienki, która odsłania ramiona i kończy się przed kolanami, ale patrząc w lustro, musiała przyznać, że ćwiczenia Pilates naprawdę się opłaciły. Jej ramiona nie były wprawdzie szczupłe, ale nabrały ładnego kształtu i zdołała złapać lekką opaleniznę w czasie rejsu, mimo kremu przeciwsłonecznego, którym się obficie smarowała. Zabawny, ciężki naszyjnik i wiszące kolczyki dopełniały stroju.

Makijaż stanowił większe wyzwanie, ale udało jej się powtórzyć to, czego nauczyła ją wizażystka. To znowu przypomniało jej o problemie z włosami. Nathan pokazał jej kilka szybkich, prostych sposobów upięcia. Sczesała jej palcami ku górze i podpięła spinką, tak żeby loki spłynęły po plecach. Wyciągnęła trzy luźne pukle, dwa przy uszach i jeden na skroni.

Skończyła, obróciła się do dużego lustra na drzwiach łazienki… i aż ją zatkało. Odbicie pokazywało osobę więcej niż ładną. Wyglądała na pewną siebie, otwartą i… cóż, seksowną. Na samą myśl żołądek jej się zacisnął i musiała zwalczyć potrzebę, żeby zdjąć biżuterię, umyć twarz i zapleść włosy jak zwykle. Wzięła głęboki wdech i przypomniała sobie to, co poprzedniego wieczoru powiedział pan Gaspar.

To, że cieszył się pięknem innych, zamiast mieć im je za złe, dodawało jej odwagi. Chociaż będzie musiała przyzwyczaić się do widoku w lustrze. Pomijając wszystko inne, Maddy i Christine będą zachwycone – od lat próbowały ją namówić na zmianę wizerunku.

Poprzedniego dnia zajrzała do kawiarenki, żeby odezwać się do Eldy (powiedziała, że Meme ma się dobrze) i żeby opowiedzieć przyjaciółkom o swoim dniu. Niestety wylądowała przy jeszcze gorszej klawiaturze niż poprzednio. Dała więc tylko znać, że ma się dobrze, i zapewniła, że odezwie się później. Kiedy pójdzie tego dnia do miasta, poszuka wreszcie w tej cholernej kafejce klawiatury, która będzie działać.

Myślała o tym, wchodząc do kuchni, kiedy nagle zatrzymała się zaskoczona. Na wyspie stał laptop, otwarty i włączony. Kolory układały się na monitorze w hipnotyzujący wzór.

Czyżby Lance zostawił go po drodze na dziedziniec? Czy w forcie jest bezprzewodowy dostęp do Internetu? Mogłaby skorzystać z jego laptopa, aby skontaktować się z przyjaciółkami? Zagryzła usta, gdyż kusiło ją, żeby przerwać tryb wygaszenia. Odważy się?

Nie, nie mogła. Naprawdę. Nie bez pozwolenia.

Ale tak bardzo chciała.

– Podoba ci się?

Obróciła się i zobaczyła Lance'a zaglądającego przez okno przy zlewie. Oparł ręce o parapet. Jego olśniewający uśmiech zaskoczył ją tak samo jak nagłe pojawienie. Z bijącym sercem przycisnęła ręce do piersi.

– Przepraszam. Ja tylko…

– Śmiało.

Wskazał na laptop, ale nie oderwał wzroku od niej, od jej włosów, twarzy, ubioru. Nic nie powiedział, ale zobaczyła aprobatę w jego oczach i odkryła, że bycie dostrzeganą przez mężczyzn przypomina pobyt na St. Barts – jest przerażające i podniecające jednocześnie.

– Wypróbuj.

– Nie masz nic przeciwko?

– Dlaczego miałbym mieć? Jest twój.

– Mój?

– Prezent od Gaspara.

– Poważnie? – Zatkało ją z zachwytu. – Skąd się wziął?

– Kupiłem go wczoraj, kiedy siedziałaś w salonie. Gdy powiedziałem Gasparowi, że musisz każdego dnia pisać e-maile do przyjaciółek, nalegał na kupno laptopa.

– O mój Boże.


Ogarnęło ją szczęście, kiedy włączyła komputer. Pośrodku ekranu znajdowała się wiadomość, jak karteczka na pudełku z prezentem.